sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 12.

Pojechałyśmy więc limuzyną do kościoła, chłopcy i inni goście powinni już tam być... Zauważyłam samochód Mario, i od razu kamień z serca.
- Uff, są. - westchnęła Ania.
- Obowiązkowo, wyjścia nie mieli. - zaśmiałam się.
- Roberta nie znasz? On potrafi nie dotrzeć.
- No fakt. - roześmiałyśmy się.
- Stresujesz się? - zapytałam.
- Niee... Znaczy, może troszkę. - przyznała.
- Spokojnie, wychodzimy...
Wszyscy goście byli już w świątyni, czekali na nas. ;) Chłopaki otworzyli nam drzwi...
- Ouu kochanie, pięknie wyglądasz. - pocałował mnie Götze.
- Tobie też ładnie w garniaku, przystojniak mój. - uśmiechnęłam się.
Robert to nie mógł nic wyksztusić na widok Anki... No nie dziwię się, wyglądała zjawiskowo. Wzięli się pod rękę, tak jak my, świadkowie. Jak na każdym ślubie, były piękne słowa księdza, a potem przysięga i kolejne świetne słowa... "Co Bóg złączy, człowiek niech nie rozdziela". Po wyjściu z kościoła, zaczęły się życzenia.
- Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, Lewuski moje <3 Dużo dzieci... Chcę chrześniaka. - zaśmiałam się.
- Też nie pogardzę, takim chrześniaczkiem. - dodał Mario.
- Robert, widzisz już mamy chętnych. - powiedziała roześmiana Ania.
- Będziemy pamiętać. - uśmiechnął się Robert.
Pojechaliśmy przed państwem młodym na salę, zobaczyć czy na pewno wszystko jest ok. Pogoniliśmy trochę kelnerów, i wszystkich tam pracujących... Stwierdziliśmy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku... Niedługo potem świeże małżeństwo dojechało na miejsce, oczywiście przywitaliśmy ich starym polskim zwyczajem. Po wejściu na sale odśpiewaliśmy wraz z zespołem muzycznym polskie "sto lat" no i niemieckie, gdyż była większość Borussi Dortmund, w tym Jürgen Klopp. Po pierwszym daniu, jak to w ojczystym kraju bywa, młodzi i świadkowie musieli osłodzić wódkę, polegało na to najdłuższym pocałunku. Co bez problemowo zostało wykonane. Później już zabawa na całego... Taniec, taniec jeszcze raz taniec ;) W międzyczasie postanowiłam zmienić strój na nieco wygodniejszy.

Polskie disco, niemieckie przeboje, wszystkiego po trochu. Gdy nadeszły oczepiny, panna młoda musiała rzucić welon, jak dookoła niej chodziły inne dziewczyny wraz ze mną. Chciałam tego uniknąć, a jednak, to ja złapałam... Była jeszcze krawatka, miałam malutką nadzieję, że to Götze'mu się poszczęści, nie oszukujmy się on jest ciut za niski, więc tym razem udało się wysokiemu blondynowi, Reus'owi. Za to jako nowa "para młoda"  musieliśmy zatańczyć taniec z przeróżnymi figurami... Na początek Marco wziął mnie na ręce, okręcając. Potem zaś, przeszedł mi przez krok, wślizgiem, a następnie miałam za zadanie skoczyć mu na biodra. Wszystkie te figury podawali nam chłopcy z zespołu muzycznego... Na koniec nakazali wyjechać w pseudo podróż poślubną na Malediwy, czyli w ten wieczór, po prostu wyjść na zewnątrz, i znowu byłam w powietrzu, niesiona przez blondaska... Mario dziwnie się przyglądał temu wszystkiemu. Wyszedł za nami.
- Kocham Cię Nikola... Wiem, że kochasz Mario, ale chciałem, żebyś wiedziała.
- Marco... - wydukałam.
- Dobrze, przepraszam. Zapomnijmy, ok? - powiedział.
- Coo!? - krzyczał Götze. - Ja nie zapomnę... - i wrócił na salę.
Jeszcze raz spojrzałam na Reus'a, i poszłam za moim chłopakiem.
- Mario... - próbowałam go przytulić, ale on mnie odepchnął.
- Wyjdź. - powiedział.
- Czym ja Ci do cholery jasnej, zawiniłam? - miałam zaszklone oczy. - Mam rozumieć, że to koniec!? Ok, pa. - opowiedziałam wszystko Ani, ona mnie poparła i kazała wrócić do hotelu.
Tak zrobiłam, zadzwoniłam po taksówkę, która szybko dotarła pod dworek i migiem zawiozła mnie do hotelu. Taksówkarz oczywiście zauważył, że płakałam i się pytał dlaczego, lecz ja nie odpowiedziałam, zapłaciłam i wyszłam. Wystarczyło mi tylko przejść przez ulicę...

*Mario*

Boże, co ja najlepszego zrobiłem... Nie chciałem tak postąpić, poniosło mnie. Boje się jej spojrzeć w oczy, ale poszła i tak.
Wesele już dla mnie było strasznie nude, nie miałem z kim tańczyć... Ale wyrwałem do tańca Anię, Ewkę i Agatę. To nie to samo, ja wolałem z Nikolą. A jeśli już ją straciłem.

*Ewa*

Zabawę przerwał mi telefon...
- Halo?
- Czy dodzwoniłem się do pani Ewy Piszczek?
- Tak, przy telefonie. - odpowiedziałam.
- Pani jest spokrewniona z Nikolą Kochanowską?
- Można tak powiedzieć, ona nie ma rodziców, a ja jestem jej jakby starszą siostrą, przyjaciółką.
- Więc nie mam dobrych wiadomości.
- Jak to?
- Nikola miała wypadek przed hotelem, w którym aktualnie przebywała. Teraz jest w szpitalu.
- Co? - zdenerwowałam się. - Może mi pan, podać nazwę szpitala?
- Tak, oczywiście... ( nazwa ).
- Dziękuję, dobranoc. - rozłączyłam się.
Powiedziałam wszystko Łukaszowi, Kubie i Agacie. Nie chciałam zepsuć wesela, dlatego nie powiedziałam, ani Robertowi, ani Ance.
- Nie mówcie nic Mario, podobno się ostro pokłócili, a Nika nie chce go widzieć... - oznajmiłam.
Wszyscy przytaknęli i pojechaliśmy do szpitala.
- Na której sali leży Nikola Kochanowska? Niedawno została przywieziona.
- Sala numer dziesięć.
- Dziękujemy.
Z tej sali akurat wychodził lekarz.
- Panie doktorze, z tej strony Ewa Piszczek, co z nią?
- Została potrącona, jak usiłowała przejść przez ulicę... Ma skręconą nogę, to nic poważnego... A teraz zapadła w śpiączkę.
- Kiedy się wybudzi?
- Nie wiadomo... Może za kilka dni, tygodni, miesięcy, a nawet za rok.
- Boże Święty... - westchnęła Agata.
- Moża do niej wejść?
- Niestety to niemożliwe, jest za późno...

*Tydzień później*

Wszyscy już wiedzieli o wypadku. Mario nie odstępywał na krok od sali Niki. Ania z Robertem przełożyli wakacje, dopóki się nie wybudzi. Lekarz powiedział, że to już dzisiaj musi się obudzić, a jak nie to już nigdy... Wszyscy na sali i korytarzu szlochaliśmy, Götze zaczął siebie obwiniać, zresztą Lewandowska też.

*Nikola*

Czułam, że ktoś ciągle trzyma mnie za rękę... Wyspałam się, otworzyłam oczy i nie wiedziałam, gdzie jestem. Zobaczyłam płaczącego przy mnie bruneta, nawet był przystojny.
- Kim ty jesteś? - zapytałam.
- Mario, twój chłopak.
- Mój chłopak nie miał tak na imię...  To był Maciek.
- Maciek to BYŁY... - powiedział zrezygnowany.
Do sali wszedł lekarz, Ewa i Agata.
- Ewaa, Agataa! - uśmiechnęłam się.
- A mnie nie pamiętasz. - zasmucił się Götze.
- Ona nie pamięta ostatnich dwóch miesięcy. - oznajmił pan doktor.
- To kiedy, możemy zabrać ją do domu? - zapytała Agata.
- Myślę, że jutro, o dowolnej godzinie...

1 komentarz:

  1. Super rozdział! Man nadzieję, że z Nikolą będzie wszystko dobrze :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń