poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 13.

*Nikola*
Kolejnego dnia, zostałam odebrana przez Ewę i Łukasza. Mówili mi, że ten Mario się załamał, nic na to nie poradzę, wiem tylko, że jest piłkarzem mojej ulubionej drużyny Borussi Dortmund... Podobno ja też gram w tym teamie tylko żeńskim. Mieszkam w Niemczech, dlatego już dzisiaj tam polecieliśmy samolotem. Fajnie, że mam takich przyjaciół... Znam całe BVB włącznie z trenerem, ale nie pamiętam, żebym ich spotkała nawet. Przyczyną mojego wypadku był pijany kierowca, tak mi tłumaczyli... Tymczasem mieszkam u Piszczków i wiem, że wybieramy się wszyscy na wakacje do hiszpańskiej Ibizy, wraz z Mario i Marco. Nigdy nie byłam na takich wakacjach, nie było na nie stać. Będziemy tam nie całe dwa tygodnie, bo niedługo zaczną się treningi. Pojutrze więc wyjeżdżamy. Otrzymałam swój telefon, który został znaleziony na miejscu wypadku, na szczęścia był cały, odblokowałam i zobaczyłam na tapecie siebie i Mario... A w galerii były zdjęcia jak się całowaliśmy.
- Musieliśmy być szczęśliwi. - powiedziałam przez przypadek głośno.
- I byliśmy. - odparł Götze.
- Dopóki nie... - zaczęła Ania.
- Co? - zapytałam.
- Dopóki nie ten wypadek. - uśmiechnął się.
- To też, ale... - chciała dokończyć.
- Ania! Cicho! - powiedział Robert. - Cicho, posłuchajmy muzyki.
Wszyscy siedzieliśmy w ogrodzie Łukasza i Ewy przy ognisku z procentami, jednak ja nie piłam, bo brałam tabletki. Nie mogliśmy się doczekać wyjazdu... Mam nadzieję, że zapamiętam go na całe życie. Się okaże...
*Two days ago*
Od samego rana biegamy po całym domu, upewniamy się czy wszystko wzięliśmy itd, itp. Lot zarezerwowany był na ósmą rano, więc po siódmej pojechaliśmy na lotnisko. Weszliśmy na pokład wielkiego samolotu i wznosiliśmy się w powietrze, siedziałam sama, bo każdy już miał parę. Piszczkowie, Błaszczykowscy, Lewandowscy i Mario z Marco. Uświadomiłam sobie, że bardzo ranię tego bruneta... On chyba mnie kocha, a ja nie wiem. W pewnym momencie dosiadł się do mnie.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Świetnie. - odpowiedziałam. - Dzięki, że pytasz.
Iii cisza...
Po chwili z powrotem wrócił na swoje miejsce. A ja założyłam klubowe słuchawki i utonęłam w piosenkach boskiego Macklemore <3 Zanim się zorientowałam, zaczęło się lądowanie, więc zapięłam pasy. Pilot miał jakieś problemy i potrzebował osoby, która umie pilotować taki samolot, na ochotnika poszedł Reus, on się zna na rzeczy... Z tego co się dowiedziałam...
Lądowanie się udało, wszystko poszło zgodnie z planem.
- Marco, co się tak szczerzysz? - zaśmiał się Robert.
- Bo uratowałem Was ciołki, to ja lądowałem... - powiedział dumnie.
- No to Ci się udało. - palnęła Ewa.
- Się wie!




***




Pojechaliśmy taksówką do wielkiego, luksusowego hotelu. Dostałam pokój z Mario... Nie wiem dlaczego nie sama? No nic, w końcu był moim chłopakiem, nie wiem czy nadal jest. Nie potrafię sobie przypomnieć żadnych chwil z nim spędzonych. Wyszłam z apartamentu... Szłam długim korytarzem, dopóki usłyszałam znajomy głosu.
- Ty jesteś Nikola? - zapytał.
- Taak. - odwróciłam się i zobaczyłam mojego przyjaciela. - Wooojtuś! - rzuciłam mu się na szyję.
- Udusisz mnie! - wydukał.
- Daj spokój.. Kupe lat! - powiedziałam.
- Widzieliśmy się tydzień temu na weselu. - zaśmiał się.
- Ale ja nie pamiętam nic z przed dwóch miesięcy. Wypadek mały miałam.
- Sorry nie wiedziałem... Kiedy?
- Jak wracałam z wesela. Pewnie byłeś pijany?
- Taa, i to jak. - uśmiechnął się. - A na drugi dzień już miałem lot do Londynu.
- Dobra dłużej Cię nie będę trzymać, widzimy się potem na plaży?
- Pewnie, pa. - pocałował mnie w policzek.




***




Wszystkich gdzieś wcięło... Siedziałam sama w pokoju, oglądając jakieś głupie seriale, z których nic nie rozumiałam. Moją samotność przerwał Mario.
- Chodź, jedziemy. - powiedział.
- Gdzie?
- Na plażę!
- Możemy iść z buta. - odparłam.
- Ale pojedziemy okrężną drogą. - rzekł.
- Spoko...
Wyszliśmy z hotelu, kierując się do czarnego kabrioleta. Było ciepło więc na sobie miałam spodenki i krótki top, którego podczas jazdy się pozbyłam i niechcący wyrzuciłam... Poleciał z wiatrem :D Przy okazji machałam do przechodniów. Przypomniała mi się piosenka, której teledysk był kręcony tu, na Ibizie... Zaczełam trochę podśpiewywać, znałam ją całą, puściłam z telefonu i nuciłam.

You're after pool
Lying in the sun
And I found like it was just a love
At first sight
And it's all because of you
And if you only know
Just let me be your only one tonight

You and I
The beach and the sun forever
And it feel so right
You and I
The best time of my life
Can you feel the love tonight
The summer keeps us livin'
Can you feel the love tonight
The sky is not a limit
No, no
No, no

I'd like to tell You
My heart is open now
I wanna touch You
To make You realise

That tonight we're going to haven
Tonight we are coming together
Tonight I'm waiting for your kiss
Once again

You and I
The beach and the sun forever
And it feel so right
You and I
The best time of my life
Can you feel the love tonight
The summer keeps us livin'
Can you feel the love tonight
The sky is not a limit
No, no
No, no (x2)

You and I 
The beach and the sun forever
And it feel so right
You and I
The best time of my life
Can you feel the love tonight
The summer keeps us livin'
Can you feel the love tonight
The sky is not a limit
No, no
No, no

You and I
You and I
You and I
You and I
You and I
The best time of our love


*Mario*
Kocham ją, ale ona mnie nie pamięta, muszę zacząć wszystko od nowa... Kocham patrzeć na jej piękne ciało, doskonale wyrzeźbiony brzuch. Zerkałem co chwilę na nią i się uśmiechałem... Nie wiedziałem, że ona potrafi tak świetnie śpiewać, normalnie jestem w raju, z ideałem dziewczyny przy sobie, nie dosłownie, ale dąże do tego...

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 12.

Pojechałyśmy więc limuzyną do kościoła, chłopcy i inni goście powinni już tam być... Zauważyłam samochód Mario, i od razu kamień z serca.
- Uff, są. - westchnęła Ania.
- Obowiązkowo, wyjścia nie mieli. - zaśmiałam się.
- Roberta nie znasz? On potrafi nie dotrzeć.
- No fakt. - roześmiałyśmy się.
- Stresujesz się? - zapytałam.
- Niee... Znaczy, może troszkę. - przyznała.
- Spokojnie, wychodzimy...
Wszyscy goście byli już w świątyni, czekali na nas. ;) Chłopaki otworzyli nam drzwi...
- Ouu kochanie, pięknie wyglądasz. - pocałował mnie Götze.
- Tobie też ładnie w garniaku, przystojniak mój. - uśmiechnęłam się.
Robert to nie mógł nic wyksztusić na widok Anki... No nie dziwię się, wyglądała zjawiskowo. Wzięli się pod rękę, tak jak my, świadkowie. Jak na każdym ślubie, były piękne słowa księdza, a potem przysięga i kolejne świetne słowa... "Co Bóg złączy, człowiek niech nie rozdziela". Po wyjściu z kościoła, zaczęły się życzenia.
- Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, Lewuski moje <3 Dużo dzieci... Chcę chrześniaka. - zaśmiałam się.
- Też nie pogardzę, takim chrześniaczkiem. - dodał Mario.
- Robert, widzisz już mamy chętnych. - powiedziała roześmiana Ania.
- Będziemy pamiętać. - uśmiechnął się Robert.
Pojechaliśmy przed państwem młodym na salę, zobaczyć czy na pewno wszystko jest ok. Pogoniliśmy trochę kelnerów, i wszystkich tam pracujących... Stwierdziliśmy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku... Niedługo potem świeże małżeństwo dojechało na miejsce, oczywiście przywitaliśmy ich starym polskim zwyczajem. Po wejściu na sale odśpiewaliśmy wraz z zespołem muzycznym polskie "sto lat" no i niemieckie, gdyż była większość Borussi Dortmund, w tym Jürgen Klopp. Po pierwszym daniu, jak to w ojczystym kraju bywa, młodzi i świadkowie musieli osłodzić wódkę, polegało na to najdłuższym pocałunku. Co bez problemowo zostało wykonane. Później już zabawa na całego... Taniec, taniec jeszcze raz taniec ;) W międzyczasie postanowiłam zmienić strój na nieco wygodniejszy.

Polskie disco, niemieckie przeboje, wszystkiego po trochu. Gdy nadeszły oczepiny, panna młoda musiała rzucić welon, jak dookoła niej chodziły inne dziewczyny wraz ze mną. Chciałam tego uniknąć, a jednak, to ja złapałam... Była jeszcze krawatka, miałam malutką nadzieję, że to Götze'mu się poszczęści, nie oszukujmy się on jest ciut za niski, więc tym razem udało się wysokiemu blondynowi, Reus'owi. Za to jako nowa "para młoda"  musieliśmy zatańczyć taniec z przeróżnymi figurami... Na początek Marco wziął mnie na ręce, okręcając. Potem zaś, przeszedł mi przez krok, wślizgiem, a następnie miałam za zadanie skoczyć mu na biodra. Wszystkie te figury podawali nam chłopcy z zespołu muzycznego... Na koniec nakazali wyjechać w pseudo podróż poślubną na Malediwy, czyli w ten wieczór, po prostu wyjść na zewnątrz, i znowu byłam w powietrzu, niesiona przez blondaska... Mario dziwnie się przyglądał temu wszystkiemu. Wyszedł za nami.
- Kocham Cię Nikola... Wiem, że kochasz Mario, ale chciałem, żebyś wiedziała.
- Marco... - wydukałam.
- Dobrze, przepraszam. Zapomnijmy, ok? - powiedział.
- Coo!? - krzyczał Götze. - Ja nie zapomnę... - i wrócił na salę.
Jeszcze raz spojrzałam na Reus'a, i poszłam za moim chłopakiem.
- Mario... - próbowałam go przytulić, ale on mnie odepchnął.
- Wyjdź. - powiedział.
- Czym ja Ci do cholery jasnej, zawiniłam? - miałam zaszklone oczy. - Mam rozumieć, że to koniec!? Ok, pa. - opowiedziałam wszystko Ani, ona mnie poparła i kazała wrócić do hotelu.
Tak zrobiłam, zadzwoniłam po taksówkę, która szybko dotarła pod dworek i migiem zawiozła mnie do hotelu. Taksówkarz oczywiście zauważył, że płakałam i się pytał dlaczego, lecz ja nie odpowiedziałam, zapłaciłam i wyszłam. Wystarczyło mi tylko przejść przez ulicę...

*Mario*

Boże, co ja najlepszego zrobiłem... Nie chciałem tak postąpić, poniosło mnie. Boje się jej spojrzeć w oczy, ale poszła i tak.
Wesele już dla mnie było strasznie nude, nie miałem z kim tańczyć... Ale wyrwałem do tańca Anię, Ewkę i Agatę. To nie to samo, ja wolałem z Nikolą. A jeśli już ją straciłem.

*Ewa*

Zabawę przerwał mi telefon...
- Halo?
- Czy dodzwoniłem się do pani Ewy Piszczek?
- Tak, przy telefonie. - odpowiedziałam.
- Pani jest spokrewniona z Nikolą Kochanowską?
- Można tak powiedzieć, ona nie ma rodziców, a ja jestem jej jakby starszą siostrą, przyjaciółką.
- Więc nie mam dobrych wiadomości.
- Jak to?
- Nikola miała wypadek przed hotelem, w którym aktualnie przebywała. Teraz jest w szpitalu.
- Co? - zdenerwowałam się. - Może mi pan, podać nazwę szpitala?
- Tak, oczywiście... ( nazwa ).
- Dziękuję, dobranoc. - rozłączyłam się.
Powiedziałam wszystko Łukaszowi, Kubie i Agacie. Nie chciałam zepsuć wesela, dlatego nie powiedziałam, ani Robertowi, ani Ance.
- Nie mówcie nic Mario, podobno się ostro pokłócili, a Nika nie chce go widzieć... - oznajmiłam.
Wszyscy przytaknęli i pojechaliśmy do szpitala.
- Na której sali leży Nikola Kochanowska? Niedawno została przywieziona.
- Sala numer dziesięć.
- Dziękujemy.
Z tej sali akurat wychodził lekarz.
- Panie doktorze, z tej strony Ewa Piszczek, co z nią?
- Została potrącona, jak usiłowała przejść przez ulicę... Ma skręconą nogę, to nic poważnego... A teraz zapadła w śpiączkę.
- Kiedy się wybudzi?
- Nie wiadomo... Może za kilka dni, tygodni, miesięcy, a nawet za rok.
- Boże Święty... - westchnęła Agata.
- Moża do niej wejść?
- Niestety to niemożliwe, jest za późno...

*Tydzień później*

Wszyscy już wiedzieli o wypadku. Mario nie odstępywał na krok od sali Niki. Ania z Robertem przełożyli wakacje, dopóki się nie wybudzi. Lekarz powiedział, że to już dzisiaj musi się obudzić, a jak nie to już nigdy... Wszyscy na sali i korytarzu szlochaliśmy, Götze zaczął siebie obwiniać, zresztą Lewandowska też.

*Nikola*

Czułam, że ktoś ciągle trzyma mnie za rękę... Wyspałam się, otworzyłam oczy i nie wiedziałam, gdzie jestem. Zobaczyłam płaczącego przy mnie bruneta, nawet był przystojny.
- Kim ty jesteś? - zapytałam.
- Mario, twój chłopak.
- Mój chłopak nie miał tak na imię...  To był Maciek.
- Maciek to BYŁY... - powiedział zrezygnowany.
Do sali wszedł lekarz, Ewa i Agata.
- Ewaa, Agataa! - uśmiechnęłam się.
- A mnie nie pamiętasz. - zasmucił się Götze.
- Ona nie pamięta ostatnich dwóch miesięcy. - oznajmił pan doktor.
- To kiedy, możemy zabrać ją do domu? - zapytała Agata.
- Myślę, że jutro, o dowolnej godzinie...

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11.

- W takim razie, może chcesz się karnąć?
- Nie, wolę nie... - odparł. - Kiedyś miałem... Wypadek, do tej pory mam lekki uraz.
- Oj, kochanie, przyznam, że ja też, noga w gipsie była, motor w tragicznym stanie, ale nie porzucam swojej pasji.




***




Wyruszyliśmy z Polski o dwudziestej pierwszej... A w Dortmundzie byliśmy około trzeciej w nocy, zero korków, więc szybko poszło... Przypomniało nam się, że w sobotę, świadkujemy na weselu Roberta i Ani, a dzisiaj jest już piątek rano... Ledwo wstaniemy i już wsiadamy w samolot do Polski, no cóż, takie gapy z nas. Pojechaliśmy do Mario, bo stwierdził, że ma bliżej i kazał mi zostać, w końcu nie będziemy kręcić się nie potrzebnie po Dortmundzie o świcie.





***




Godzina ósma, obudził mnie budzik, ale nie mój tylko Götzego... A go już w łóżku nie było, no nic. Musiałam już wstać, bo o trzynastej mamy lot. Szybko to uczyniłam, poszłam się wykąpać, ale nigdzie nie mogłam znaleźć moich ubrań, wyparowały czy co!? Jednak wiedziałam, kto mógłby za tym stać, więc zeszłam na dół, nie zapominajmy, że w samej bieliźnie.
Z wejścia od razu zaczęłam krzyczeć.
- Mario, nie wiesz może, kto zajebał mi ubrania!? - podniosłam głos.
- Skądże kochanie. - odpowiedział, choć bardzo dobrze widziałam, że chowa je za sobą.
- Idiota! - powiedziałam do Götze i wyrwałam mu moje ubrania.
- Kocham Cię. - krzyknął.
- Ooooł... - usłyszałam głosy.
Przy tej całej sytuacji, byli Marco, Robert, Kuba i Łukasz. No zajebiście...
- Patrzycie na mnie, jakbyście nigdy dziewczyny nie mieli, albo nie widzieli na oczy nawet. - spojrzałam na nich złowieszczo.
- Echh, Mario ty to masz widoki. - westchnął Marco.
- Takie, których nigdy więcej nie zobaczysz. - pokazałam mu język i poszłam na górę się ubrać.
- Jaka dupa. - dodał Reus.
- Wiem, bo moja. - odparł dumnie Mario.
- Słyszałam! - krzyknęłam z góry, na co wszyscy się zaśmiali.





***




Zeszłam na dół i oznajmiłam, że idę do domu.
- Odwiozę Cię. - zaproponował mój luby.
- Masz gości, pilnuj ich lepiej. - zarzuciłam.
- Chłopakiii! - krzyknął Mario. - Nie zdemolujcie mi domu, ja zaraz wrócę.
- Postaramy się. - powiedział Robert.
- Jedziemy? - zapytał.
- Yhymm.
Jechaliśmy w totalnej ciszy, i tak całą drogę. W końcu dojechaliśmy, powiedziałam "Pa" i wyszłam z samochodu.
- Nie pożegnasz się ze mną? - zapytał.
- Pożegnałam przecież.
- Gniewasz się na mnie?
- Może...
- Kochanie, skoro Cię uraziłem, to przepraszam! - powiedział.
- Spoko. - rzekłam obojętnie.
- To pa. - przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował.
Ja specjalnie go lekko odepchnęłam, ciekawe ile wytrzyma...Ale jestem złaaa!





***





Przebrałam się szybko, bo już mało czasu mi pozostało. Pomalowałam na nowo, wzięłam walizkę i wyszłam z domu. A pod domem stało czarne terenowe Audi, no tak Götze. Chcąc, nie chcąc musiałam wsiąść.
- Cześc kochanie. - próbował mnie pocałować, ale ja odkręciłam głowę w drugą stronę.
Potem już zapadła cisza... Co on se o mnie pomyśli!? Ale oj tam, chcę go sprawdzić.
Na lotnisko byliśmy akurat trochę przed czasem, o dwunastej pięćdziesiąt. Wchodziliśmy do samolotu, ja na złość usiadłam z Anką, a Mario się tylko dziwnie spojrzał i musiał siedzieć z Robertem, współczuję mu. Nigdy nie wiadomo co Bobek wymyśli...
Po jakimś czasie przyszła panna młoda uciekła ode mnie, do swojego narzeczonego... A do mnie z bananem na twarzy dosiadł się brunet. Po chwili ciszy, odezwał się.
- Nikaa. - powiedział. - Wybacz mi, kochanie. - pocałował mnie namiętnie, a ja to pogłębiłam.
- Nie gniewasz się? - zapytał.
- Nie mam za co, to był test...  - zaśmiałam się. - Zdałeś!
- Ty zła kobieto! - ponownie zatopiliśmy się w długim, słodkim pocałunku.
- Ekhem! - zaczęła stewardessa. - Proszę zapiąć pasy, lądujemy.
Po szczęśliwym lądowaniu, dojechaliśmy taksówką do hotelu, w którym, my wszyscy z Niemczech mieliśmy przenocować.
Wraz z dziewczynami + Marco i Mario zamiast siedzieć bezczynnie jak Robert z Kubą i Łukaszem. Poszliśmy na zakupy, przecież ja nie miałam na jutro sukienki, Ania obiecała, że pomoże mi jakąś wybrać. Miałam razem pięciu kompanów ze sobą.
Oczywiście na pierwszy rzut, poszliśmy do H&M'u, nie wszyscy, bo chłopaki wybrali się na poszukiwanie garniturów, Agata im towarzyszyła, iż nie daliby rady się dogadać z ekspedientami. Zostałam więc z Ewą i Anną, mierzyłam chyba ze dwadzieścia kreacji, żadna nie przypadła nam za bardzo do gustu. Założyłam kolejną i wyszłam się pokazać dziewczynom.
- Ślicznaa, kochanie! - powiedział Mario, który, aktualnie wchodził do sklepu.
- Mario won! - krzyknęłam.
- Dlaczego? - zapytał
- Bo nie możesz widzieć sukienki, krawat Ci kupimy spokojnie. - powiedziała stanowczo Ewa.
- Dobra, już idę. - odparł zrezygnowanie.
- Dawaj kolejną... - rzekła Ania.
No i next!
- Wow! Idealna. - powiedziała Anna.
- Boska! - poparła Ewka.
- No mi też się podoba. - przytaknęłam.
- To bierzemy!
Zapłaciłam i pogadałam chwilę z miłą ekspedientką.
- Dziękuję, zapraszam ponownie. - powiedziała.
Tak jak było powiedziane, kupiłyśmy do koloru krawat dla mojego towarzysza.





***





Spędziłyśmy babski wieczór u Ani w pokoju... I tam przenocowałam, bo w moim byli chłopcy.
Rano musiałam jednak tam iść po resztę moich rzeczy, do przygotowania na ślub. Chciałam grzecznie wejść, więc zapukałam. Nikt się nie odzywał to wtargnęłam bez pozwolenia... A co? W końcu mój pokój! Zobaczyłam... Syf, syf nad syfami. Totalny nieogar, masakra, jakby tornado przeszło. A na podłodze chłopcy, lecz nie wszyscy, bo dwaj królewicze Robert i Mario, spali wygodnie na łóżku. Ominęłam wszelkie przeszkody na mojej drodze i doszłam do mojej walizki, wzięłam ją, ale tego się nie spodziewałam, iż taki jeden blondas złapał mnie za nogę... O mały włos i bym leżała obok nich. Nie mogłam za bardzo się ruszyć, bo Reus tulił mi się do nogi. Złapałam jakąś gazetę z półki i rzuciłam w Götzego, trafiłam na szczęście.
- Kochanie, jeszcze pięć minut. - wymamrotał.
Na to ja powtórzyłam ruch, tym razem czyimś butem.
- Aaaa. - krzyknął.
- Ciii, bo ich obudzisz. - wyszeptałam. - Choć lepiej mi pomóż, utknęłam. - wskazałam na nogę, a brunet lekko się zaśmiał.
- Przyznam, masz problem. - podszedł do mnie i się głupkowato uśmiechnął.
Przez to ode mnie oberwał w ten piękny ryjek.
- Przepraszam, już Ci pomagam, skarbie.
Wydostałam swoją nogę z objęć Marco, dzięki małej pomocy.
- To ja idę, pa. - powiedziałam. - Tylko przyjedźcie do kościoła. - zażartowałam.
- Chwila, stęskniłem się. - zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku.
- Musi Ci to wystarczyć, bo Lewusek się budzi. Pa. - odparłam i jeszcze raz się pocałowaliśmy.
- Kocham Cię. - rzekł.
- Ja Ciebie też. - i wyszłam ciągnąc za sobą walizkę.
U Anki były dziewczyny, za jakąś godzinę miała przyjść kosmetyczka no i fryzjerka.
- Co tak długo? - zapytała.
- Dłuuuga historia. - zaśmiałam się.
- Mamy jeszcze około godzinkę, gadaj. - uśmiechnęła się Agata.
- Więc tak... (...)  - opowiedziałam wszystko ze szczegółami. - I ten mój cep mi pomógł...
- Ciekawe. - zaśmiała się Ewa.
- A ten mój? - zaciekawiła się panna młoda.
- Normalnie, prawdziwa śpiąca królowa. - odpowiedziałam.
- Zaczynam się bać, że on zapomni przyjechać... - powiedziała.
- Ja to załatwię. - sięgnęłam po IPhone'a i napisałam wiadomość do Mario.

" Proszę budź Lewego i radzę wam się powoli szykować, ale bez przesady! O 16 widzę was pod kościołem! "

Na szczęście odpisał.

" Spokojnie kochanie moje, damy radę, a Robert wstał, ale z malutką pomocą lodowatej wody. "

" Kochany jesteś! <3 "

" Dla Ciebie wszystko! Kocham Cię ;*;*;* <3333 "

Po chwili przyszła kosmetyczka wraz z fryzjerką do Ani i do mnie. Dobra godzina minęła i fryzury mamy, jeszcze make-up... Po trzydziestu minutach był gotowy. Godzina czternasta, zaczęłyśmy się ubierać, oczywiście ja jako świadkowa, pomagałam Ance w tym. Wszystko było kamerowane, każdy nasz ruch i nie tylko, wszelkie rozmowy także.
Ania wyglądała tak:
Za to ja tak:
Pod hotelem podjechała po nas limuzyna...



.../ 11 :) nuuuuuuuuudny! że masakra :P Moim zdaniem....

Ale wyraźcie własne opinie w komentarzu :)

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 10.

(...) Cieszyłam się, że właśnie tak się wszystko potoczyło, tak jak aja chciałam. Spełniłam już wszystkie moje najważniejsze zachcianki. Było ich trzy:
1. Grać w najlepszym klubie, w Europie.
2. Mieć najlepszych przyjaciół na świecie.
3. Spotkać, ideał chłopaka, teraz przekonałam się, że tacy istnieją.
Z myśli ocknęłam się przez mojego Mario *.*
- I co kochanie, spełnimy trochę słów tej piosenki? - zapytał. - Ta noc jest nasza, złotko.
- No wiesz, ja bym wolała na plaży... - rozmarzyłam się.
- Spokojnie, wakacje dopiero się zaczęły, za kilka dni...
Z tego co zrozumiałam, to spędzimy pewnie zajebiste wakacje.
Tymczasem goście już się porozchodzili, chciałam pomóc Ani i Agacie sprzątać, ale one wręcz wygoniły mnie z kuchni, zresztą może to i lepiej...
- Mario, jedziemy? - zapytałam.
- Jak chcesz, księżniczko. - powiedział.
- To jedźmy.
W drodze do domu, nie odzywaliśmy się do siebie, tylko patrzyłam cały czas na jego oczy, "hipnotajzing", a on się ciągle uśmiechał.
- Co się tak przyglądasz? - zaśmiał się. - Wyskoczył mi jakiś pryszcz, czy co?
- Nie, nic z tych rzeczy, tak po prostu nie mogę się na Ciebie napatrzeć. - odpowiedziałam.
- Ojj, jeszcze będziesz miała mnie dość. - znowu się uśmiechnął.
- Coś wątpie... Nigdy! - dodałam.
Gdy dojechaliśmy pod mój dom.
- Zaprosisz mnie do siebie, czy jedziemy do mnie? - spytał.
- Chodź. - zgodziłam się.
Oczywiście Götzuś bez gadania, wbił do mnie na chatę i gdy tylko przekroczyliśmy próg, zdjęliśmy buty... Przycisnął mnie do ściany i całował, oboje pogłębialiśmy te pocałunki. Nie przerywając namiętności, szliśmy do sypialni... Posadził mnie na łóżku i zdjął koszulkę, poczułam motylki w brzuchu, na widok jego torsu.
- Chcesz tego? Czy mam przestać? - zapytał z troską.
- Marzę o tym. - wyszeptałam.
Po tych słowach mi także zdjął bluzkę, pozbywaliśmy się reszty garderoby... Pragnęłam go wtedy, jak nikogo innego w życiu. Moje uczucie do niego wzrastało z każdą chwilą. Robiliśmy To! I wcale nie żałuję, wręcz przeciwnie. Żeby nie było... Tak zabezpieczyliśmy się przed tym...
- Jesteś wspaniała. - powiedział.
- Ty też... - odparłam, po czym zasnęłam wtulona w mojego kochanego bruneta.




***




Obudziłam się szczęśliwa, z myślą, że już wakacje... Koniec treningów na jakiś czas. Chciałam wstać, ale ktoś mi na to nie pozwalał, trzymając mnie mocno w talii.
- Już mnie nie kochasz? - zażartował. - Uciekasz...
- Opss, przechytrzyłeś mnie, chciałam Cię tylko wykorzystać. - powiedziałam sarkastycznie.
- Fajnie, że wyjawiłaś mi prawdę... Powiem Ci taką ciekawostkę, gdyż mamy takie same zamiary. - uśmiechnął się cwaniacko. - To gdzie mi uciekasz?
- Do Honolulu, małpy polować. - rzekłam.
- Ok, jak wrócisz, to jedziemy na Ibizę! - powiedział.
- Mówisz serio? - chciałam się upewnić.
- A czy wyglądam jakbym żartował?
- Trochę tak! - uśmiechnęłam się. - Ale teraz na poważnie, mam prośbę.
- Ja zawsze jestem poważny. - zaśmiał się. - No słucham Cię, skarbie.
- Chciałabym pojechać do Polski, przynajmniej na jeden dzień... - wymamrotałam.
- Do rodziców? - zapytał.
- Nie... - od razu się zasmuciłam...
- Kochanie, co się stało?
- Ja nie mam... Ani mamy, ani taty...  - wydukałam.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - pocałował mnie w czoło.
- Bo się tym nie chwalę. - powiedziałam. - Jak chcesz wiedzieć to do dziadków, oni mnie wychowali...
- W takim razie, kiedy jedziemy? - zapytał.
- Naprawdę?
- Tak! - odparł dumnie.
- Kocham Cię! - spojrzałam mu prosto w brązowe oczy.
- Jutro Ci pasuje? - zatopił się w moich ustach.
Pogłębiałam te pocałunki, co miało znaczyć "Tak". Wykorzystając chwilę, gdy Mario pisał sms'a na telefonie, uciekłam szybko z łóżka.
- Oo nie! Masz przejebane. - usłyszałam, a ja się nie odezwałam...
Schowałam się za drzwiami łazienki, słyszałam kroki, wiedziałam, że mnie szuka.
- Ja się tak nie bawię! - mówił.
- Peszek. - wymsknęło mi się.
- Tuu jesteś!
Tak znalazł mnie, bo akurat musiałam się odezwać... Niechcący.
- I co teraz? - powiedział z powagą.
- Nie wiem, ty mi powiedz.
- Więc tak mam zamiar Cię...
- Mnie? - przerwałam.
- Cię zgwałcić, kotku. - dokończył.
- Ludzie, zboczeniec w moim domu. - krzyczałam, jednocześnie śmiejąc się, wchodząc na balkon.
- Dzisiejsza młodzież. - westchnęła starsza pani, moja sąsiadka, na co my się zaśmialiśmy.
- Poza tym, z kim już mnie zdradzasz? - zapytałam.
- Z Marco, pisałem. - odpowiedział. - Przyjdzie później, pograć.




***




Chłopaki prawie cały wieczór grali w Fifę, ale nie tylko Marco przyszedł, byli  też Robert, Kuba, Łukasz, Mats i Mo. Jak zawsze kłócili się kto z kim gra... Przyzwyczaiłam się do tego, chociaż ja to samo robiłam, gdy Mario chciał mi zabrać Borussię! Tak grałam z nimi, ale no cóż, uwielbiam tą grę, odkąd istnieje.
- Pacany, ja już z wami nie gram. - powiedziałam.
- Dlaczego? - zdziwił się Łukasz.
- Z cepami się nie zadaję. - parsknęłam.
- Ja też nie. - zaśmiał się Lewy. - Idziemy na miasto?
- Wstyd z Tobą iść, ale ok. Beka będzie. - odpowiedział Marco.
- Beka w chuj. - dodałam.

Tak oto wybraliśmy się wszyscy... Za Robertem, który poprowadził nas na plac zabaw, na którym były same dzieci... Serio jakieś pięciolatki. Ale no OK. Patrzyliśmy z pod byka na Lewuska, który wspiął się na szczyt zjeżdżali i zamiast po ludzku z niej zjechać, to skoczył!
- I believe I can fly! - śpiewał.
- I believe I can touch the sky! - dokończyłam.
- I hyc o podłogę! Dziecko kurwa bęc! - zanucił Kuba, gdy Lewy wyjebał się na brzuch, na szczęście tam był piasek, a nie beton.
Niemieccy piłkarze nie mogli wyrobić ze śmiechu, choć wcale im się nie dziwię, z nami Polakami, zawsze był niezły ubaw.





 ***




 Kolejny dzień:
- Kochanieeeee! Wstawaj! - krzyczał mi nad głową Götze, niech to tym razem nocowałam u niego *.*
- Kurwa ja śpię! - wymruczałam.
- To już nie chcesz jechać do Polski? - zapytał.
- Chcę! - momentalnie zerwałam się z łóżka... - Która godzina?
- Szósta. - oznajmił.
- O w dupkę. - zaśmiałam się. - O takiej godzinie jeszcze nigdy nie wstałam, ale mam swój prywatny chodzący budzik. - pocałowałam mojego lubego.
- Żono moja! Serce moje! - nucił.
- Nie zapędzaj się. - uśmiechnęłam się.
Poszłam wziąc prysznic, ale oczywiście nie miałam swoich ciuchów, więc wróciłam do pokoju w samej bieliźnie.
- Ty tu nadal jesteś? - zapytałam.
- Czekam na moją ślicznotkę. - przyciągnął mnie do siebie i całował <3
Zarumieniłam się lekko.
- Dziwnie się czuję. - odparłam. - Stoję przed Tobą prawie naga...
- Mi to nie przeszkadza, skarbie.
- Wiem, pewnie wolałbyś jakbym paradowała po Twoim domu zupełnie bez niczego. - zaśmiałam się.
- No nie ukrywam, kusisz mnie, żebym do tego spowodował.
- A jak ja na to nie pozwolę? - powiedziałam.
- Sam się do Ciebie dobiorę, kotku. - poruszył cwaniacko brwiami.
- Zboczeniec! - westchnęłam. - Boże, z kim ja żyję!?
- Ze mną, uroczym, przystojnym, romantycznym, szarmanckim...
- I baaardzo skromnym chłopakiem. - dokończyłam.
- No właśnie. - przytaknął.
- Dobra weź daj mi jakiś dres, czy coś i pojedziemy na chwilę do mnie.
Mario dał mi luźne dresy i koszulkę z napisem " Mrs. Goetze "
- Skąd masz taką? - zapytałam.
- Miałaś ją dostań na urodziny, ale kompletnie o niej zapomniałem. - odpowiedział.
- Fajnaa! - powiedziałam.

Gdy zajechaliśmy do mnie, szybko się przebrałam:



***





Byliśmy już w drodze do Polski, do Poznania. Nie mogłam się doczekać spotkania z najważniejszymi osobami w moim życiu, dawno ich nie widziałam.
Rozmawialiśmy w drodze ,prawie że o wszystkim, o przeszłości, no i przyszłości, gdy w końcu po dziesięciu godzinach szybkiej jazdy dotarliśmy do granicy... Zostało jeszcze około dwóch godzin i jesteśmy w moim rodzinnym mieście.





***





Zapukaliśmy do domu moich dziadków, po chwili otworzyła nam babcia.
- Nikolka! Co za niespodzianka! - babcia rzuciła mi się na szyję. - Wejdźcie proszę.
Lada chwila przywitał nas dziadek. I tak zasiedliśmy do stołu, akurat trafiliśmy na kolację, bo była już osiemnasta.
- No to może przedstawisz nam tego przystojnego pana? - babcia Marysia mówiła po Polsku.
- Umiecie niemiecki? - zapytałam, a oni przytaknęli. - To mówcie po niemiecku.
Mario się uśmiechał, choć nie rozumiał o czym gadamy.
- To jest Goezte, Mario Goetze, niemiecka gwiazda bundesligi, reprezentacji, i dla mnie całego świata, no i najważniejsze, mój chłopak. - brunet na to co powiedziałam objął mnie ręką.
- Miło mi państwa poznać. - powiedział.
- Nam również.
- Nikola, nie chciałabyś się przejechać swoją starą maszyną? - zapytał dziadek.
- Aa chętnie! - Mario nie wiedział o co chodzi, więc zaczęłam mu tłumaczyć. - Jest mowa o moim motorze, najzwyklejszy na świecie ścigacz.
- Nie mówiłaś, że jeździsz. - zdziwił się.
- Bo nie pytałeś. - uśmiechnęłam się. - Od małego kręcą mnie motory i szybka jazda... Ale piłka jest na pierwszym miejscu.
- Ciekawe. - przyznał i pocałował mnie namiętnie, nie zważając na gapiących się "emerytów".




***




Wyszłam z domu i otworzyłam drzwi garażowe, moim oczom ukazał się mój mały motocykl, Honda cbr 600 rr 2009.

- Niezły. - pochwalił Mario. 
- No wiem. - uśmiechnęłam się.
- Długo go masz? - zapytał.
- Został mi on po tacie, trochę długo, ale nieźle się trzyma. - odparłam.
- Chcesz go zabrać do Dortmundu? - wtrącił dziadek. - Po co ma stać i się kurzyć...
- Niee, wolę, żeby tu stał, to moja jedyna pamiątka po tacie... Mam nadzieję, że będzie tu do końca.
- Jak uważasz, ale przejedź się dziecko. - powiedziała babcia. - Po przejażdżce zawsze szczęśliwa wracałaś.
- Bez tego jestem szczęśliwa, ale przyznam brakuje mi tej szybkiej jazdy. - powiedziałam pewnie, spoglądając na
mojego lubego, który tylko się uśmiechał, jakby mówił mi "pokaż co potrafisz".






***





Wyciągnęłam mój sprzęt na zewnątrz, ubrałam skórzany strój i założyłam kask. Mimo, iż była dziewiętnasta, było
jasno, jak to w lato bywa, więc spokojnie mogłam se pojeździć. Rozpaliłam silnik... Kochałam ten dźwięk, wark,
potrafię nawet gumę spalić, ale już nie będę, bo szkoda opony. Jeździłam w te i z powrotem, w końcu się 
odważyłam i obok domu dziadków jechałam na tylnym kole...Taki mały popis. Kiedyś uczęszczałam do
tutejszego klubu motocyklistów, były tak zarówno dziewczyny jak i chłopaki. Wtedy nauczyłam się paru sztuczek.
 Zwolniłam już skręcając na podwórko. Zgasiłam moją machinę... 
- No, no ładnie. - pochwalił Goezte.
- Umiesz tak? - zaśmiałam się.
- Tak to nie, ale prawko mam... - odpowiedział dumnie.
- Serio?
- No tak!
- W takim razie, może chcesz się karnąć?
- Nie dzięki wolę nie... - odparł. - Kiedyś miałem...







.../ Siemaa nie! =D 
Świadectwa odebrane? Wszyscy zdali?! Ja taak! xD 
Zostawiam wam, rozdział do oceny....

Czytasz? - Komentujesz!  - - - to bardzo motywuje!. PS : Jak są anonimowi czytelnicy tego bloga, to już spokojnie możecie komentować ;)) Okazało się, że mogli tylko zalogowani!!!

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 9.

(...) Postanowiłam przyrządzić sobie obiad, najlepiej taki jak w Polsce! Wstawiłam ziemniaki do garnka i zaczęły się powoli gotować, w międzyczasie dodawałam do nich składniki, na zupę. W trakcie dostałam sms'a od Mario *.*

-Przykro mi, że nie mogę po Ciebie przyjechać;(

-Dam sobie radę! ;)
-Wiem;** o 18 jesteś u Kuby. <3
-Tak, tak ;D
-Ubierz jakąś sexi kieckę, no i szpile. ;* ;D
-Oj Mario. ;)
-No co? Inaczej Cię Kubuś nie wpuści. :D xD
-No dobrze xD
-Do zobaczenia, mała. ;p
-Pa, duży :D

Tak skończyliśmy konwersację i dokończyłam gotowanie... Może nie byłam w tym najlepsza, ale tradycyjne polskie dania umiem przyrządzić. Po konsumpcji posiłku, ubrałam się:

I szybko ruszyłam na trening, o którym zapomniałam (szczegół).
Tam, coś przykuło moją uwagę, nie było Piszczka, Lewandowskiego, Błaszczykowskiego, ani ich partnerek, byli tylko Götze z Reus'em. (mieliśmy dziś wspólny trening)
- Cześć Nikaa! - krzyknął Reus.
- Mała! - odparł Mario.
- Hej! - powiedziałam i pocałowałam ich w policzek na przywitanie. - To co idziemy biegać?
- Mi tam się nie chce. - rzekł.
- Mi też nie. - poparł Marco.
- Niee? Aby na pewno? - zaśmiałam się, poczochrałam obojgu włosy i uciekłam.
- Oo nie, tak się nie bawię. - krzyczał Götze.
- Gonimy ją, co? - szeptali.
- No wiadomo. - zaśmiał się.
Nadal uciekałam, a gdy się obróciłam, zobaczyłam, że biegną za mną. Przyznam kondycję to ja miałam, ale oni dwa razy taką, więc bez problemu mnie dogonili,  nie miałam wyjścia i leżałam na murawie.
- Help me! - krzyczałam na cały stadion.
- Cicho siedź! My tylko się z Tobą zabawimy. - poruszył cwaniacko brwiami Reus.
- Marco! Idioto.
- Żartowałem, Nika wybaczysz mi?
- Nie wiem, raczej... - nie dokończyłam.
- Tak?
- Nie? - wybuchłam śmiechem.
- Panie trenerze, Marco to zboczeniec! - krzyknęłam.
- Reus uspokój się. - odkrzyczał Klopp.
- Hahaha, ja pierdole, aż brzuch mnie boli. - powiedziałam na przemian ze śmiechem.
- Reus, tylko prawdziwy piłkarz, może uratować Nikolę. - odparł z powagą Götze.
- Czyli ja. - Reus.
- No przecież, że ja!
- A nie!
- A tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak...
Wykorzystując ich sprzeczanie się zwiałam im, i schowałam się za Jürgen'em Klopp'em. Skończyli "kłótnię" i szli w moją stronę, jednak to takie cepy i mnie nie zauważyli.
- Trenerze, gdzie Nikola? - zapytał Mario.
- Chyba w szatni, lub w łazience. - odpowiedział.
I poszli mnie szukać.
- Dzięki trenerze.
- Piona. - zaśmiał się i przybiłam z nim piątkę. 

Po cichu poszłam do szatni, bo to już był koniec treningu... Przebrałam się i wyszłam na zewnątrz. Kierowałam się wolnym krokiem do domu.

- Ej, ej gdzie nam uciekasz? - krzyknął Götze.
- Tak się składa, że jak najdalej od was. - zażartowałam.
- Nie uda Ci się to! - powiedział Reus.
- Jak to nie? - zaśmiałam się.
- Mario, wiesz co robić. - odparł Marco, a on twierdząco pokiwał głową.
- Żyję, wśród debili. - rzekłam, gdy zostałam uniesiona w powietrzu przez Götze.
- Tak, czy siak, jedziesz z nami.
- Tym lepiej dla mnie. - zaśmiałam się. - Trochę se odpocznę.

Kiedy już podwieźli mnie pod sam dom, pożegnałam się z nimi tylko chwilowo.

- Nika pamiętaj, sexi kiecka, wyskokie szpile. - przypomniał Mario.
- Jak na złość założę dresy. - powiedziałam sarkastycznie.
- Tylko spróbuj. - brunet pogroził mi palcem.

***


Gdy dochodziła powoli siedemnasta, postanowiłam już iść się ogarnąć jakoś ładnie, szpile i seksowna sukienka, bo Mario mi kazał.

- Zrobię to dla niego. - pomyślałam.
Przez nich sama zapomniałam, że mam dziś urodziny. Tylko dziadkowie i dalski znajomi złożyli mi życzenia, a reszta... Boże, przecież i tak nigdy nie lubiłam obchodzić tego dnia, chyba że osiemnastka, to już się nie liczy, ją odprawiałam. Więc ubrałam się:
Pomalowałam, włosy trochę natapirowałam, tylko troszeczkę. Założyłam też, naszyjnik od "cichego wielbiciela". 
Potem spojrzałam na zegarek, już po siedemnastej, wzięłam torebkę i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.

***


Doszłam na miejsce, wolnym spacerem, ale nie byłam spóźniona, więc weszłam cicho do domu.

- Jak Nikola przyjdzie, krzyczymy "Niespodzianka", ale teraz się schowajcie. - mówił Kuba.
- Ale ja tu jestem. - powiedziałam.
- Nie róbcie sobie ze mnie jaj. - odparł.
- Kuba! No to patrz! - zaśmiałam się, wszystkie oczy zostały skierowane na mnie.
- Nika... - złapał się za głowę. - Jedna wielka klapa!
- Nic się nie stało, bawmy się. - uśmiechnęłam.
- Ale to nie tak miało być. - powiedział zrezygnowany Łukasz.
- Oj chłopcy, nie ważne. - pocieszałam ich.
Lewusek włączył muzykę na full, i tańczyliśmy... Procenty będą, ale chłopaki mówią, że po części artystycznej. Nie wiedziałam o co chodzi, tak samo nie wnikałam, okaże się. Zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Marco i Mario. Rozglądałam się po salonie, ich nie widziałam, ale było coś ciekawego, a mianowicie mini scena, na niej dwa duże głośniki (kolumny) i też mikrofon.

~Mario~


Tymczasem ja ćwiczyłem, do tak zwanej części artystycznej, Marco mi przy ty pomagał.

- Coraz lepiej Ci to wychodzi. - rzekł.
- Mi się wydaje, że to będzie moje największe upokorzenie i pewnie mi się nie uda tego osiągnąć. - wyżalałem się.
- Piłeś coś? - zaśmiał się.
- Nie, dlaczego? - zapytałem.
- Bo już pierdolisz głupoty. - odpowiedział blondyn. - Specjalnie uczyłeś się, i to nie jest przecież po Niemiecku... A po Polsku, nie zapominaj o tym.
- Polski jest strasznie trudny. - przyznałem.
- Ja wiem, ale nie poddawaj się, stary. Naprawdę dobrze Ci to wychodzi.
- Dzięki Reus... Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił. - chłopaki przytulili się.
- Nie dziękuj, po prostu najlepsi przyjaciele powinni sobie pomagać.
- Pewnie, bracie. - zaśmiałem się.

~Nikola~


Tańczyliśmy do polskiego disco-polo, przyznaję się, że słucham, ale musi być naprawdę fajne. Wygłupialiśmy się też ciągle, nadal zastanawiałam się gdzie są Ci dwaj moi ulubieni Niemcy, pytałam, ale niby nikt nie wiedział.

W końcu zeszli z góry, Mario od razu podszedł do polskiego trio, i gadał z nimi, Marco to samo. Do mnie podeszła Ewa.
- Co tu się kroi? - zapytałam.
- Nic, takiego, ale jak jesteś taka ciekawa, to przykro mi, musisz chwilę poczekać. - powiedziała.
- Ale ja nie wytrzymam, Ewka! - zaśmiałam się.
- Uwierz mi na słowo, warto zaczekać.
Nagle Kuba wszedł na scenę.
- Uwaga, uwaga teraz cisza! - mówił przez mikrofon, wszyscy się uciszyli, Błaszczykowski zszedł, a Marco wtedy wypchał tam Götzego.
- Proszę wszystkich o uwagę, Nikola, proszę słuchaj uważnie. - brunet wskazał na mnie palcem i zaczął... No śpiewać i to po Polsku.

Najbardziej dzisiaj chce Twoich ust
Dotykać ich bez słów
Pieścić ciało Twe, tak jest
Uwielbiam gdy jesteś przy mnie "e,i,je"


- Nikola! Chodź. - zawołał.

Weszłam na scenę, po czym Mario złapał mnie za rękę i nadal śpiewał.

Umieszczam Ciebie w moim pustym sercu
Zamieszkasz w nim na stałe tak
Zagramy jeszcze jakąś scenę z filmu
Kiedy na plaży słońce gaśnie nam

Więc przytul mnie, obejmij tak
Letni wiatr dotyka nas
Spragniona wiem, jesteś Ty
Więc, wszystko chcesz mi dać


Najbardziej dzisiaj chce "e,e" Twoich ust
Dotykać ich "o,o" bez słów,
Pieścić ciało Twe "e,e" tak jest
Uwielbiam gdy jesteś przy mnie
O bardzo dzisiaj chce "e,e" Twoich ust
Całować Cię "o,o" ou je
Oczy, dłonie Twe "e,e" tak chcę
Całą Cię mieć przy sobie "e,i,je"

Wszystko to czego pragniesz teraz mieć,
Ja w jednej chwili mogę Tobie dać,
Ta noc jest nasza uwierz mi
Jak w starym kinie nie mów już nic

Tylko przytul mnie obejmij tak
Fale niech unoszą nas
Zachłanny weź to co chcesz
A ja wezmę co mi dasz...

Najbardziej dzisiaj chce Twoich ust
Dotykać ich bez słów
Pieścić ciało Twe tak jest
Uwielbiam gdy jesteś przy mnie "e,i,je"
O bardzo dzisiaj chce "e,e" Twoich ust
Całować Cię "o,o" ou je
Oczy dłonie Twe "e,e" tak chce
Całą Cię mieć przy sobie "e,i,je"...


Wzruszyłam się... Nie wiedziałam, co powiedzieć, zatkało mnie... A po chwili.


- Nikola, Wszystkiego Najlepszego... Ta piosenka była szczerze od serca dla Ciebie. - powiedział.

- Nie wiem co powiedzieć... - uśmiechnęłam się.
- Kocham Cię, Nika! - krzyknął. - Gdy tylko Cię ujrzałem, wiedziałem, że jesteś moim ideałem. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale to się zmieniło, jak spostrzegłem Ciebie! Nie będę dłużej to w sobie trzymać, niech się wszyscy dowiedzą, co do Ciebie czuję... Coś silnego, coś co nie chcę ze mnie wyjść, i niech tak zostanie.
- Mario... - pocałowałam go namiętnie, najlepiej jak tylko mogłam.
A gdy się od siebie oderwaliśmy...
- Mario, ja też Cię kocham, odkąd wtedy przy ognisku mnie pocałowałeś, nie mogłam o tym zapomnieć, moje uczucie wzrosło. - odparłam szczęśliwa. - Najlepszy prezent na urodziny, jaki mogłam dostać... Myślałam, że wszyscy zapomnieli.
- Awwwwwwwww! - rozległ się dźwięk po całym domu, no i wielkie, serdeczne brawa.
- Próbujemy? - zapytał.
- Jeszcze pytasz. - powiedziałam, po czym uniósł mnie do góry i całował.

- No to się udało. - odparł Łukasz.

- Nareszcie. - westchnęła Ania. - Już na początku tej znajomości, widziałam, że do siebie pasują.
- Ty to Anka, przepowiednik. - zaśmiał się Robert.
- No widzisz, jaką będziesz mieć żonę? - powiedział Kuba. - Tylko najlepiej nic nie mów, bo jak się Stachurska wkurwi, to da Ci popalić.
- A co ty też chcesz? - zapytała.
- Nie, nie trzeba.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, oprócz nas, mnie i Mario, zajmowaliśmy się sobą, chociaż nadal staliśmy na scenie. Naszą czułość przerwał Reus.
- Starczy zakochańce, Nika na środek.!
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Bo masz urodziny, DWUDZIESTE. - podkreślił.
- O nie, Kurwa Reus i co jeszcze?
- Tylko to!
- To ja pierwszy. - krzyknął Goetze.
- Mario...
- Oj kochanie, delikatnie. - zaśmiał się.

Dostałam dwadzieścia pasów, po dwa od chętnych osób, czyli : Marco, Robert, Łukasz, Kuba, Ewa, Ania, Agata. No i sześć od Goetzego. 

- Teraz już nie usiądę. - zażartowałam.
- To postoimy. - uśmiechnął się życzliwie Mario.
- Z Tobą, zawsze. - wtopiłam wzrok w jego oczy, a on musnął delikatnie moje usta, ja to oczywiście pogłębiłam.
- Skarbie, skąd masz taki ładny naszyjnik? - zaśmiał się.
- Od cichego wielbiciela! - powiedziałam.
- Jestem zazdrosny, już mi chcę ktoś Cię odebrać.
- Tak, no pewnie, zaraz się pobijecie, miśki moje.
- Gdzie on jest!? - nadal udawał, że nie wie o co chodzi.
- Przede mną! - pocałowałam go.




.../ Kolejny, już się coś dzieje, przynajmniej :)
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! <3 z góry dziękuję! ;** zostawiam wam do oceny! ;)) 
P.S : Sorki za te "zmiany" czcionki w trakcie, ale większość pisałam na telefonie, a resztę już na komputerze^^

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 8.

Gdy opuściliśmy już wszyscy stadion, chłopaki zaproponowali kolację w ekskluzywnej restauracji, wszyscy na to poszliśmy. W domu, co zrobiłam, było to wypicie gorącej herbaty z cytrynką. Potem już, nie zważając, która godzina, zaczęłam leniuchować przed telewizorem i bardzo dobrym horrorem, pt. "Krzyk 4". Więcej płakałam ze śmiechu, niż się bałam, właśnie tak działają na mnie wszystkie horrory, bez wyjątku. Po filmie, już wkładałam kolejną płytę do DVD, z "Szybcy i wściekli 6", ale nagle ktoś mi przeszkodził, pukaniem do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Hej, co ty tak w garniaku? - zaśmiałam się.
- A ty nie gotowa? - zapytał Mario.
- Na co?
- Przecież idziemy do restauracji. - przypomniał.
- Kuźwa, sorry na śmierć zapomniałam. - walnęłam "facepalm'a".
- Czekam tu na Ciebie, leć się szybko ubierz.
- Okej.
- Tylko w sukienkę! - krzyknął.
- Muszę? - zapytałam.
- Tak, no i plus szpilki. - zaśmiał się Goetze.
- Ech... - westchnęłam.

Jak najszybciej potrafiłam ubrałam się.
Włosy zostawiłam rozpuszczone, i do tego delikatny makijaż w pośpiechu. Zbiegłam na dół.
- Wow, tak może być. - uśmiechnął się Mario.
- Może być? - zażartowałam. - Ja tu się stroje w najlepsze ubrania, a tu tylko może być? - zaśmiałam się.
- Ślicznie jest. 
- No! - ucieszyłam się.
- Idziemy?
- Mhmm.

Szliśmy piechoto sami, ponieważ reszcie nie chciało się czekać i poszli na miejsce, my za nie całe piętnaście minut też byliśmy. Kierowaliśmy się w stronę stolika, przy którym siedziała cała nasza paczka.
- Hej! - powiedziałam.
- Co to za spóźnienie? - zaśmiała się Ewa.
- Bo Nikola zapomniała, że mamy się spotkać. - śmiał się Goetze.
- Tak, tak... - zażartował Kuba.
- Przyznaje się bez bicia... Horrory se oglądnęłam. - odparłam.
- Dobra, poza tym wypijmy toast, za wygraną w finale Mistrzów Świata, dzięki Nice! - powstała Ania.
- Dzięki naszej wielofunkcyjnej Nice! - poprawił Robert.
- Zaraz tam dzięki mnie... Ja tam prawie nic nie zrobiłam.
- Wmawiaj sobie... A karnego kto wybronił? A bramki kto strzelał? I to w jednym meczu! - rzekł Reus.
- Zdarza się. - powiedziałam.
- Zdarza się raz na miliony lat, przepraszam zdarzało... Teraz częściej, bo jest Kochanowska. - dodał Mario.
- Oj, weźcie przestańcie, bo się zarumienię.
- Serio? - zapytał Marco.
- Nie! - zaśmiałam się.

Kiedy już postanowiliśmy opuścić lokal, wracaliśmy długim spacerem do domu. Oni szli, szli, a ja po cichu przysiadłam na ławce w parku. Jednak zaraz zauważył mnie Mario, i podszedł do mnie.
- Coś się stało? - zapytał.
- Oprócz tego, że wykrzywił mi się obcas i to strasznie, to nic. - odparłam.
- To chodźmy! - powiedział.
- Mario ty idioto! Rozumiesz, że ja nie pójdę?
- Zdejmij buta. - zażartował.
- Hahahah, bardzo śmieszne, koń by się uśmiał. - powiedziałam sarkastycznie.
- Dobra, już na poważnie, dawaj na barana. - uśmiechnął się.
- Ale ty się nade mną zarwiesz. - zaśmiałam się.
- Oj Nika, Nika, gdybym często nie pakował na siłowni to może bym się i zarwał... Ale teraz to niemożliwe. Widzisz jakie bicepsy? - odparł.
- Ho, ho. - wybuchnęłam śmiechem. - Starasz się, widzę.
- Mam dla kogo. - wyszeptał, ale ja nie usłyszałam.
- Co mówiłeś?
- Nie, nic. - powiedział. - No to Hoop na plecy. - uśmiechnął się.
Spełniłam jego prośbę.
- Tylko trzymaj się mocno, bo jeszcze mi się potłuczesz.
Więc chwyciłam go za ramiona, czułam jego zajebiste perfumy, a z męskich mało jakie mi się spodobają, więc szacun dla kolegi. Poza tym on zamiast iść, jak każdy normalny przechodni, to biegł z ciężarem na plecach.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Usiłuję dogonić resztę. - odpowiedział.
Po chwili udało nam się do nich dołączyć.
- Może byście poczekali!? - zdenerwowałam się.
- Już nie musimy. - zaśmiał się Łukasz.
- Dlaczego się zatrzymaliście? I dlaczego Mario Cię niesie? - zdziwił się Marco.
- No bo tak, patrzcie. - pokazałam im uszkodzony but. - Nie mogłam iść. - zaśmiałam się. - A Mario jest taki miły i mnie tu dźwiga.
- Wcale nie dźwiga. Takie piórko to jedną ręką. - właśnie trzymał mnie na jednej z rąk.
- Bo spadnę! - krzyknęłam.
- Pokazać Ci znowu bicepsy? - zażartował.
- Nie trzeba. - powiedziałam.

***

Mile spędziliśmy wieczór, tak jak i dzień, pełen emocji na meczu. Zostałam odprowadzona pod same drzwi, i znów nikt nie dał się zaprosić na herbatkę. Aż myślałam, nad kupnem jakiegoś słodziutkiego koteczka, takiego puchatego puuszka! Bo w końcu większość czasu spędzam sama w domu. Zrobię sobie prezencik na urodziny, jutro. 
Potem już powoli szykowałam się do snu, lecz przed tym zaczęłam rozmyślać... O Mario. On jest taki miły dla mnie, zresztą jak przyjaciel... No właśnie tylko przyjaciel.
- Nie rób sobie nadziei Nika. - powiedziałam sama do siebie. - Przecież przyjaźń od tak, nie przemieni się w wielką miłość.

***

Kolejnego dnia... Dziś są moje dwudzieste urodziny!
- Ale ja już stara. - pomyślałam.
Niedawno pamiętam, jak obchodziłam, szaloną osiemnastkę z moimi ziomami, było mega, wtedy to się wszyscy narąbaliśmy. Nie było trzeźwego... A to było dwa lata do tyłu, za szybko ten czas leci.
Od rana weszłam na Facebook'a, a tam już pełno życzeń od moich znajomych, tych dalszych, od północy do teraz, czyli do dziesiątej godziny życzą mi wszystkiego co najlepsze... Ale co mnie zdziwiło? Że Dominika z Reprezentacji, do mnie zadzwoniła.
- Halo? - powiedziałam.
- Hej, Nika.
- No cześć, co tam.
- Wiesz co, może już zakopiemy te wszystkie nasze kłótnie, albo nawet wojny... Jesteśmy już starsze, a nadal zachowujemy się jak dzieci.
- Zgodzę się z Tobą, bo ile to można, tak? - zaśmiałam się.
- A i Nikola, życzę Ci wszystkiego najlepszego, szczęścia, no i miłości. 
- Do tego ostatniego raczej nigdy nie dojdzie. - powiedziałam.
- Ta jasne. Pamiętasz może, podstawówkę i gimnazjum, to od szóstej klasy zaczęłyśmy się kłócić, znaczy ja zaczęłam. - przyznała się. - Ja byłam zazdrosna, bo Ciebie wszyscy lubili, nie wspomnę o chłopakach...
- Nie tylko ty zaczęłaś, ja święta nie byłam i nie jestem, kochana.
- Teraz ty grasz w najlepszym klubie w Europie.
- A ty w Polsce. - odparłam.
- Więc zgoda? - zapytała.
- Zgoda!
- Dzięki... to ja już kończę, Pa.
- To ja dziękuję. Siema! - rozłączyłam się.

Ale mnie zdziwiło zachowanie mojego największego wroga, kiedyś, teraz myślę, że może być moją dobrą koleżanką. Nie jest taka zła, po tym co usłyszałam, chociaż wcześniej to była tragedia. Z rozmyśleń, przeszkodził mi kolejny telefon, tym razem od Goetzego.
- Hej! - powiedział.
- Siemka.
- Co tam, jak tam? - zapytał.
- Wiesz, co spoko jest, pogodziłam się z moim największym wrogiem dzieciństwa, gimbazy, no i reprezentacji. - wytłumaczyłam.
- To świetnie. - powiedział. - Dziś wieczorem wpadasz do Błaszczykowskich, na małą imprezkę, tak bez okazji, żeby się napić.
- Chyba, nie mam ochoty. - rzekłam.
- Nie przesadzaj! Masz być i koniec.pl
- Muszę? Serio? - zapytałam.
- Obowiązkowo!
- Dobra to ty idź lepiej na siłkę pakować, bo jak znowu mi się obcas wykrzywi to mnie nie udźwigniesz. - zaśmiałam się.
- Jak nie, jak tak.
- Mario... ale ja przytyłam, przez tę waszą wczorajszą restaurację.
- Śmieszna jesteś. Ty chudzinko nie dasz rady przytyć.
- Założysz się?
- Tak!? Ja nie zauważę zmiany, zapewne, bo jej nie będzie.
- Będzie, będzie. 
- To ja lecę, jak coś to potem jakoś dotarłabyś sama? Chętnie bym po Ciebie zajechał, ale przed tym będę musiał załatwić jedną sprawę, Pa.
- Papa. 

Rzekłam słowo, że przyjdę, to go dotrzymam.




.../ Napisałam kolejny... Jak na razie mam wenę, więc może coś się częściej pojawi! <3
Czytasz? - Wyraź swoją opinię w komentarzu! ;* z góry dzięki !! :)