piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 10.

(...) Cieszyłam się, że właśnie tak się wszystko potoczyło, tak jak aja chciałam. Spełniłam już wszystkie moje najważniejsze zachcianki. Było ich trzy:
1. Grać w najlepszym klubie, w Europie.
2. Mieć najlepszych przyjaciół na świecie.
3. Spotkać, ideał chłopaka, teraz przekonałam się, że tacy istnieją.
Z myśli ocknęłam się przez mojego Mario *.*
- I co kochanie, spełnimy trochę słów tej piosenki? - zapytał. - Ta noc jest nasza, złotko.
- No wiesz, ja bym wolała na plaży... - rozmarzyłam się.
- Spokojnie, wakacje dopiero się zaczęły, za kilka dni...
Z tego co zrozumiałam, to spędzimy pewnie zajebiste wakacje.
Tymczasem goście już się porozchodzili, chciałam pomóc Ani i Agacie sprzątać, ale one wręcz wygoniły mnie z kuchni, zresztą może to i lepiej...
- Mario, jedziemy? - zapytałam.
- Jak chcesz, księżniczko. - powiedział.
- To jedźmy.
W drodze do domu, nie odzywaliśmy się do siebie, tylko patrzyłam cały czas na jego oczy, "hipnotajzing", a on się ciągle uśmiechał.
- Co się tak przyglądasz? - zaśmiał się. - Wyskoczył mi jakiś pryszcz, czy co?
- Nie, nic z tych rzeczy, tak po prostu nie mogę się na Ciebie napatrzeć. - odpowiedziałam.
- Ojj, jeszcze będziesz miała mnie dość. - znowu się uśmiechnął.
- Coś wątpie... Nigdy! - dodałam.
Gdy dojechaliśmy pod mój dom.
- Zaprosisz mnie do siebie, czy jedziemy do mnie? - spytał.
- Chodź. - zgodziłam się.
Oczywiście Götzuś bez gadania, wbił do mnie na chatę i gdy tylko przekroczyliśmy próg, zdjęliśmy buty... Przycisnął mnie do ściany i całował, oboje pogłębialiśmy te pocałunki. Nie przerywając namiętności, szliśmy do sypialni... Posadził mnie na łóżku i zdjął koszulkę, poczułam motylki w brzuchu, na widok jego torsu.
- Chcesz tego? Czy mam przestać? - zapytał z troską.
- Marzę o tym. - wyszeptałam.
Po tych słowach mi także zdjął bluzkę, pozbywaliśmy się reszty garderoby... Pragnęłam go wtedy, jak nikogo innego w życiu. Moje uczucie do niego wzrastało z każdą chwilą. Robiliśmy To! I wcale nie żałuję, wręcz przeciwnie. Żeby nie było... Tak zabezpieczyliśmy się przed tym...
- Jesteś wspaniała. - powiedział.
- Ty też... - odparłam, po czym zasnęłam wtulona w mojego kochanego bruneta.




***




Obudziłam się szczęśliwa, z myślą, że już wakacje... Koniec treningów na jakiś czas. Chciałam wstać, ale ktoś mi na to nie pozwalał, trzymając mnie mocno w talii.
- Już mnie nie kochasz? - zażartował. - Uciekasz...
- Opss, przechytrzyłeś mnie, chciałam Cię tylko wykorzystać. - powiedziałam sarkastycznie.
- Fajnie, że wyjawiłaś mi prawdę... Powiem Ci taką ciekawostkę, gdyż mamy takie same zamiary. - uśmiechnął się cwaniacko. - To gdzie mi uciekasz?
- Do Honolulu, małpy polować. - rzekłam.
- Ok, jak wrócisz, to jedziemy na Ibizę! - powiedział.
- Mówisz serio? - chciałam się upewnić.
- A czy wyglądam jakbym żartował?
- Trochę tak! - uśmiechnęłam się. - Ale teraz na poważnie, mam prośbę.
- Ja zawsze jestem poważny. - zaśmiał się. - No słucham Cię, skarbie.
- Chciałabym pojechać do Polski, przynajmniej na jeden dzień... - wymamrotałam.
- Do rodziców? - zapytał.
- Nie... - od razu się zasmuciłam...
- Kochanie, co się stało?
- Ja nie mam... Ani mamy, ani taty...  - wydukałam.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - pocałował mnie w czoło.
- Bo się tym nie chwalę. - powiedziałam. - Jak chcesz wiedzieć to do dziadków, oni mnie wychowali...
- W takim razie, kiedy jedziemy? - zapytał.
- Naprawdę?
- Tak! - odparł dumnie.
- Kocham Cię! - spojrzałam mu prosto w brązowe oczy.
- Jutro Ci pasuje? - zatopił się w moich ustach.
Pogłębiałam te pocałunki, co miało znaczyć "Tak". Wykorzystając chwilę, gdy Mario pisał sms'a na telefonie, uciekłam szybko z łóżka.
- Oo nie! Masz przejebane. - usłyszałam, a ja się nie odezwałam...
Schowałam się za drzwiami łazienki, słyszałam kroki, wiedziałam, że mnie szuka.
- Ja się tak nie bawię! - mówił.
- Peszek. - wymsknęło mi się.
- Tuu jesteś!
Tak znalazł mnie, bo akurat musiałam się odezwać... Niechcący.
- I co teraz? - powiedział z powagą.
- Nie wiem, ty mi powiedz.
- Więc tak mam zamiar Cię...
- Mnie? - przerwałam.
- Cię zgwałcić, kotku. - dokończył.
- Ludzie, zboczeniec w moim domu. - krzyczałam, jednocześnie śmiejąc się, wchodząc na balkon.
- Dzisiejsza młodzież. - westchnęła starsza pani, moja sąsiadka, na co my się zaśmialiśmy.
- Poza tym, z kim już mnie zdradzasz? - zapytałam.
- Z Marco, pisałem. - odpowiedział. - Przyjdzie później, pograć.




***




Chłopaki prawie cały wieczór grali w Fifę, ale nie tylko Marco przyszedł, byli  też Robert, Kuba, Łukasz, Mats i Mo. Jak zawsze kłócili się kto z kim gra... Przyzwyczaiłam się do tego, chociaż ja to samo robiłam, gdy Mario chciał mi zabrać Borussię! Tak grałam z nimi, ale no cóż, uwielbiam tą grę, odkąd istnieje.
- Pacany, ja już z wami nie gram. - powiedziałam.
- Dlaczego? - zdziwił się Łukasz.
- Z cepami się nie zadaję. - parsknęłam.
- Ja też nie. - zaśmiał się Lewy. - Idziemy na miasto?
- Wstyd z Tobą iść, ale ok. Beka będzie. - odpowiedział Marco.
- Beka w chuj. - dodałam.

Tak oto wybraliśmy się wszyscy... Za Robertem, który poprowadził nas na plac zabaw, na którym były same dzieci... Serio jakieś pięciolatki. Ale no OK. Patrzyliśmy z pod byka na Lewuska, który wspiął się na szczyt zjeżdżali i zamiast po ludzku z niej zjechać, to skoczył!
- I believe I can fly! - śpiewał.
- I believe I can touch the sky! - dokończyłam.
- I hyc o podłogę! Dziecko kurwa bęc! - zanucił Kuba, gdy Lewy wyjebał się na brzuch, na szczęście tam był piasek, a nie beton.
Niemieccy piłkarze nie mogli wyrobić ze śmiechu, choć wcale im się nie dziwię, z nami Polakami, zawsze był niezły ubaw.





 ***




 Kolejny dzień:
- Kochanieeeee! Wstawaj! - krzyczał mi nad głową Götze, niech to tym razem nocowałam u niego *.*
- Kurwa ja śpię! - wymruczałam.
- To już nie chcesz jechać do Polski? - zapytał.
- Chcę! - momentalnie zerwałam się z łóżka... - Która godzina?
- Szósta. - oznajmił.
- O w dupkę. - zaśmiałam się. - O takiej godzinie jeszcze nigdy nie wstałam, ale mam swój prywatny chodzący budzik. - pocałowałam mojego lubego.
- Żono moja! Serce moje! - nucił.
- Nie zapędzaj się. - uśmiechnęłam się.
Poszłam wziąc prysznic, ale oczywiście nie miałam swoich ciuchów, więc wróciłam do pokoju w samej bieliźnie.
- Ty tu nadal jesteś? - zapytałam.
- Czekam na moją ślicznotkę. - przyciągnął mnie do siebie i całował <3
Zarumieniłam się lekko.
- Dziwnie się czuję. - odparłam. - Stoję przed Tobą prawie naga...
- Mi to nie przeszkadza, skarbie.
- Wiem, pewnie wolałbyś jakbym paradowała po Twoim domu zupełnie bez niczego. - zaśmiałam się.
- No nie ukrywam, kusisz mnie, żebym do tego spowodował.
- A jak ja na to nie pozwolę? - powiedziałam.
- Sam się do Ciebie dobiorę, kotku. - poruszył cwaniacko brwiami.
- Zboczeniec! - westchnęłam. - Boże, z kim ja żyję!?
- Ze mną, uroczym, przystojnym, romantycznym, szarmanckim...
- I baaardzo skromnym chłopakiem. - dokończyłam.
- No właśnie. - przytaknął.
- Dobra weź daj mi jakiś dres, czy coś i pojedziemy na chwilę do mnie.
Mario dał mi luźne dresy i koszulkę z napisem " Mrs. Goetze "
- Skąd masz taką? - zapytałam.
- Miałaś ją dostań na urodziny, ale kompletnie o niej zapomniałem. - odpowiedział.
- Fajnaa! - powiedziałam.

Gdy zajechaliśmy do mnie, szybko się przebrałam:



***





Byliśmy już w drodze do Polski, do Poznania. Nie mogłam się doczekać spotkania z najważniejszymi osobami w moim życiu, dawno ich nie widziałam.
Rozmawialiśmy w drodze ,prawie że o wszystkim, o przeszłości, no i przyszłości, gdy w końcu po dziesięciu godzinach szybkiej jazdy dotarliśmy do granicy... Zostało jeszcze około dwóch godzin i jesteśmy w moim rodzinnym mieście.





***





Zapukaliśmy do domu moich dziadków, po chwili otworzyła nam babcia.
- Nikolka! Co za niespodzianka! - babcia rzuciła mi się na szyję. - Wejdźcie proszę.
Lada chwila przywitał nas dziadek. I tak zasiedliśmy do stołu, akurat trafiliśmy na kolację, bo była już osiemnasta.
- No to może przedstawisz nam tego przystojnego pana? - babcia Marysia mówiła po Polsku.
- Umiecie niemiecki? - zapytałam, a oni przytaknęli. - To mówcie po niemiecku.
Mario się uśmiechał, choć nie rozumiał o czym gadamy.
- To jest Goezte, Mario Goetze, niemiecka gwiazda bundesligi, reprezentacji, i dla mnie całego świata, no i najważniejsze, mój chłopak. - brunet na to co powiedziałam objął mnie ręką.
- Miło mi państwa poznać. - powiedział.
- Nam również.
- Nikola, nie chciałabyś się przejechać swoją starą maszyną? - zapytał dziadek.
- Aa chętnie! - Mario nie wiedział o co chodzi, więc zaczęłam mu tłumaczyć. - Jest mowa o moim motorze, najzwyklejszy na świecie ścigacz.
- Nie mówiłaś, że jeździsz. - zdziwił się.
- Bo nie pytałeś. - uśmiechnęłam się. - Od małego kręcą mnie motory i szybka jazda... Ale piłka jest na pierwszym miejscu.
- Ciekawe. - przyznał i pocałował mnie namiętnie, nie zważając na gapiących się "emerytów".




***




Wyszłam z domu i otworzyłam drzwi garażowe, moim oczom ukazał się mój mały motocykl, Honda cbr 600 rr 2009.

- Niezły. - pochwalił Mario. 
- No wiem. - uśmiechnęłam się.
- Długo go masz? - zapytał.
- Został mi on po tacie, trochę długo, ale nieźle się trzyma. - odparłam.
- Chcesz go zabrać do Dortmundu? - wtrącił dziadek. - Po co ma stać i się kurzyć...
- Niee, wolę, żeby tu stał, to moja jedyna pamiątka po tacie... Mam nadzieję, że będzie tu do końca.
- Jak uważasz, ale przejedź się dziecko. - powiedziała babcia. - Po przejażdżce zawsze szczęśliwa wracałaś.
- Bez tego jestem szczęśliwa, ale przyznam brakuje mi tej szybkiej jazdy. - powiedziałam pewnie, spoglądając na
mojego lubego, który tylko się uśmiechał, jakby mówił mi "pokaż co potrafisz".






***





Wyciągnęłam mój sprzęt na zewnątrz, ubrałam skórzany strój i założyłam kask. Mimo, iż była dziewiętnasta, było
jasno, jak to w lato bywa, więc spokojnie mogłam se pojeździć. Rozpaliłam silnik... Kochałam ten dźwięk, wark,
potrafię nawet gumę spalić, ale już nie będę, bo szkoda opony. Jeździłam w te i z powrotem, w końcu się 
odważyłam i obok domu dziadków jechałam na tylnym kole...Taki mały popis. Kiedyś uczęszczałam do
tutejszego klubu motocyklistów, były tak zarówno dziewczyny jak i chłopaki. Wtedy nauczyłam się paru sztuczek.
 Zwolniłam już skręcając na podwórko. Zgasiłam moją machinę... 
- No, no ładnie. - pochwalił Goezte.
- Umiesz tak? - zaśmiałam się.
- Tak to nie, ale prawko mam... - odpowiedział dumnie.
- Serio?
- No tak!
- W takim razie, może chcesz się karnąć?
- Nie dzięki wolę nie... - odparł. - Kiedyś miałem...







.../ Siemaa nie! =D 
Świadectwa odebrane? Wszyscy zdali?! Ja taak! xD 
Zostawiam wam, rozdział do oceny....

Czytasz? - Komentujesz!  - - - to bardzo motywuje!. PS : Jak są anonimowi czytelnicy tego bloga, to już spokojnie możecie komentować ;)) Okazało się, że mogli tylko zalogowani!!!

1 komentarz:

  1. Rozdział super jak zwykle! Czyżby Mario miał kiedyś wypadek??
    Nareszcie WAKACJE <3
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział
    http://mojeszczescietobvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń