poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 6.

Rano obudziłam się w sypialni gościnnej Piszczków. W miarę się wyspałam, tylko jedno ale, głowa mi pęka. Zdziwiłam się, że miałam na sobie jakąś piżamę, a nie przypominam sobie, żebym zakładała. Nie zważając na to udałam się do łazienki, pośpiesznie wykąpałam, założyłam wczorajsze ubrania i zeszłam na dół, a tam całe wczorajsze towarzystwo siedziało przy stole. Tylko Marco jeszcze spał. Zrobiłam mu zdjęcia, bo to żadkość zobaczyć go śpiącego na dywanie.
- Oj Nika nie ładnie. - usłyszałam Łukasza.
- Cicho! - zaśmiałam się. - Na pamiątkę se zostawię.
- Ale mnie głowa napierdala. - westchnął Robert. - Nikola ześ najwięcej wypiła, wyglądasz jak nigdy nic.
- No bo ja tego nie pokazuje, na serio to mi ta głowa zaraz eksploduje. - uśmiechnęłam się.
- Co dzisiaj robimy? Jakiś klub, albo do kogoś wstąpimy na piwko i te sprawy. - zaśmiał się Kuba. - Dzisiejszy dzień odpada, ale jutro jak wygram mecz, to czemu nie. - odparłam.
- Masz dla nas bilety, no nie? - zapytał Piszczek.
- Spokojna głowa, mam wszystko.
- Wygracie, Hiszpania nie jest taka dobra w porównaniu do Polski. - uśmiechnął się.
- No przecież. - zaśmiałam się. - Ja nie strzelę gola, ja?
- Się okaże. - zażartował Łuki.
- We mnie wątpisz stary?
- Żartuję młoda! Poza tym to będzie na Signal Iduna Park?
- Noo, na szczęście, mam blisko, a trening miałam wczoraj, rozgrzewka starczy, więc git.
- Cicho tam, ktoś próbuje spać. - wymamrotał Reus.
- Niee! - krzyknął Robert.
- Mam pomysł, śpiewamy? - szepnęłam do towarzystwa.
- Ha, no pewnie.

Zaśpiewaliśmy mu piosenkę na dobranoc, " Aaa, kotki dwa, szare bure obydwa. "
- A chuj tam, z wami wytrzymać. - westchnął Marco.
- Wiemy, że jesteśmy zajebiści. - zaśmiał się Błaszczu.
Usłyszeliśmy dźwięk czyjegoś telefonu, okazało się, że Reusa.
- O kurwa to Caro. - powiedział.
- A kto to? - zapytałam.
- Jego dziewczyna. - odpowiedział Piszczek.
- Aaa no fakt. - potwierdziłam.
- Nikola odbierz... Proszę!
- Dobra.

Nacisnęłam zieloną słuchawkę i zaczęłam.
- Halo!?
- Yy Marco?
- Nie...
- To kto?
Zasłoniłam mikrofon telefonu i zwróciłam się do przyjaciół.
- Co mam powiedzieć? - zapytałam.
- Daj mi to teraz. - odparł kumpel i wziął komórkę do ręki.
- Czego chcesz Caroline?
- Wyjaśnienia. - oburzyła się. - Kim jest ta dziwka, z którą miałam przyjemność rozmawiać?
- A kim jest ten typ, z którym się przed wczoraj bzykałaś?
- Skąd to wiesz?
- Bo byłem wtedy u Ciebie, a że drzwi były otwarte to wszedłem.
- Nasz związek nie ma sensu! - powiedziała - Ale ja Cię kocham.
- Dopiero to zauważyłaś!? - odparł wściekły. - Nie pokazuj mi się na oczy, jesteś nikim!
- Ale Marco, daj mi jeszcze szanse...
- Spierdalaj... - wydukał. - Nie będę się już dłużej cisnąć w tym chorym związku.
- Ale my jesteśmy sobie przeznaczeni. - mówiła przez łzy.
- Teraz jestem JA, a nie MY! - powiedział po czym się rozłączył.
- Marco... - rzekłam.
- Co? W końcu jej się odważyłem powiedzieć co myślę naprawdę. - odparł z ulgą.
- Wiesz co? Serio to my jej nigdy nie lubiliśmy, ona jest jakaś dziwna. - oznajmił Bobik.
- Wiedziałem to, było widać. - zaśmiał się Reus. - Nie gadajmy już o niej, to przeszłość. A liczy się teraźniejszość.
- Chodźcie na śniadanie. - zawołała Ewa.


Zasiedliśmy do posiłku i zaczęliśmy go powoli konsumować, przy tym rozmawiając. 
Później już wszyscy się rozeszliśmy. Marco postanowił mnie odwieść do domu, więc skorzystałam. A gdy dojechaliśmy powiedziałam "Pa" i wyszłam z samochodu.
- Czekaj. - krzyknął. - Coś mi się należy.
- Co? - zdziwiłam się.
Wskazał palcem na swój policzek.
- No nie, ten ze wczoraj niech Ci starczy. - zaśmiałam się.
- Ejj, no proszę, przecież trzeba mnie jakoś pocieszyć. - zasmucił się.
- Yolo! - dałam mu przyjacielskiego buziaka w policzek.


Nienawidziłam mieszkać sama, takie nudy, że ja pierdole. Można tylko gdzieś iść, albo Fb, TV, Fb, TV, Fb, TV i jeszcze raz Fb, TV. Normalny dzień w moim wykonaniu. Nagle do moich drzwi zawitali Robert z Anią. 
- Hej, kochani. - pocałowałam ich w policzek na przywitanie. - Wejdźcie.
- Nie, my tylko na chwilę. - rzekł Lewy.
- Stoicie tak w progu, na wesele prosić przyjechaliście? - zażartowałam.
- Tak się składa, że dobrze mówisz. - zaśmiała się Ania.
- Mam rozumieć, jestem zaproszona i będzie porządna biba? - zapytałam.
- Noo tak! - powiedział Robert, podając mi zaproszenie.
- Dziękuję serdecznie, zakochańce moje. - uśmiechnęłam się.
- To my już lecimy. - zakończyła Anka. - Pa skarbie.
- Pa! - uśmiechnęłam się.
Oznajmili mi wszystko dokładnie kiedy, o której i podarowali kopertę z zaproszeniem. A gdy otworzyłam kopertę i przeczytałam jej zawartość, doznałam szoku... Tam pisało: "Zapraszamy serdecznie Nikolę Kochanowską wraz z Mario Götze. Że kurwa co? Dlaczego? 
- Dobra jakoś przeboleję. - pomyślałam.

Po niejakich dwudziestu minutach ciągłego wpatrywania się w telewizor, otrzymałam SMS'a od : "Nieznany", nacisnęłam przycisk: "otwórz", a tam:

~Masz czas? Spotkajmy się w parku niedaleko twojego domu. Mario. ;*

~Nie ma sprawy, to która? ;p

~Za piętnaście minut. Dasz radę?

~ Jasne, do zobaczenia. ;))

~To czekam. ;**

Szybko pobiegłam na górę się przebrać, ponieważ nie zapominajmy, że nadal mam na sobie wczorajsze ubrania.
Poprawiłam trochę włosy, nie to, że się stroję, tak po prostu. Na miejscu byłam punktualnie, ujrzałam przyjaciela siedzącego na ławce, szybkim krokiem podeszłam.
- Hej Mario! - powiedziałam radośnie.
- Siemka. - pocałował mnie w policzek. - Coś ty taka wesoła?
- No wiesz, wyrwałeś mnie z samotności. - zaśmiałam się.
- To dobrze. - uśmiechnął się. - Chciałem Ci coś powiedzieć.
- Wiesz, że ja też. - wyjęłam z kieszonki owe zaproszenie i mu pokazałam.
- No to co? Jesteśmy skazani na siebie? - zażartował i także wyjął tą samą "kartkę".
- Niestety. - wymknęło mi się.
- Coś powiedziała? 
- Nie, nic.
- Ale ja słyszałem. - zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać.
- Przepraszam, Mariuś! Sorki, przestań. - krzyczałam. - To publiczne miejsce, tu są ludzie ciołku!
- Chciałem przestać... Ale nie, bo mnie przezywasz! - nie przestawał łaskotać.
- Dooość! Proszę!
- Dobra dam Ci może spokój. - uśmiechnął się życzliwie.
- Dziękuję! 
- Idziemy na lody? - zapytał. 
- Chętnie. - odpowiedziałam. 
 Poszliśmy do lodziarni, ale nie pobliskiej, tylko takiej bardzo oddalonej od parku, bo Mario stwierdził, że tam są lepsze lody. Weszliśmy i usadowiliśmy się przy ostatnim stoliku. 
- Jaki smak? - spytał. 
- Yy co? 
 - Jaki smak lodów sobie życzysz? - zaśmiał się. 
- Aa przepraszam, zamyśliłam się. - odparłam. - Moje ulubione. 
 - Czyli jakie? - uśmiechnął się. 
- Zgaduj. - powiedziałam. 
- Hmm, pewnie malinowo-śmietankowe? - strzelał. 
- Skąd wiedziałeś? - Szczerze to nie wiedziałem, tylko powiedziałem, te co najbardziej lubię, widzę, że trafiłem. 
- Jak najbardziej. - rzekłam życzliwie.

Po godzinie, Mario odprowadził mnie pod sam dom, ale niestety nie dał się zaprosić na herbatę. Tak się rozstaliśmy była już osiemnasta, więc postanowiłam odpocząć, wygenerować się na nowo i być gotowa na jutrzejszy mecz. 



.../ Już 6 :) Zapraszam do czytania! ;* Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, które naprawdę mnie motywują. <3
Pamiętaj: Czytasz? - Komentuj! <3

1 komentarz:

  1. Świetny blog <3 Super piszesz!!

    Zapraszam do mnie :D

    http://szczesliwytraf.blogspot.com/2013/06/rozdzia-9.html

    OdpowiedzUsuń