niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11.

- W takim razie, może chcesz się karnąć?
- Nie, wolę nie... - odparł. - Kiedyś miałem... Wypadek, do tej pory mam lekki uraz.
- Oj, kochanie, przyznam, że ja też, noga w gipsie była, motor w tragicznym stanie, ale nie porzucam swojej pasji.




***




Wyruszyliśmy z Polski o dwudziestej pierwszej... A w Dortmundzie byliśmy około trzeciej w nocy, zero korków, więc szybko poszło... Przypomniało nam się, że w sobotę, świadkujemy na weselu Roberta i Ani, a dzisiaj jest już piątek rano... Ledwo wstaniemy i już wsiadamy w samolot do Polski, no cóż, takie gapy z nas. Pojechaliśmy do Mario, bo stwierdził, że ma bliżej i kazał mi zostać, w końcu nie będziemy kręcić się nie potrzebnie po Dortmundzie o świcie.





***




Godzina ósma, obudził mnie budzik, ale nie mój tylko Götzego... A go już w łóżku nie było, no nic. Musiałam już wstać, bo o trzynastej mamy lot. Szybko to uczyniłam, poszłam się wykąpać, ale nigdzie nie mogłam znaleźć moich ubrań, wyparowały czy co!? Jednak wiedziałam, kto mógłby za tym stać, więc zeszłam na dół, nie zapominajmy, że w samej bieliźnie.
Z wejścia od razu zaczęłam krzyczeć.
- Mario, nie wiesz może, kto zajebał mi ubrania!? - podniosłam głos.
- Skądże kochanie. - odpowiedział, choć bardzo dobrze widziałam, że chowa je za sobą.
- Idiota! - powiedziałam do Götze i wyrwałam mu moje ubrania.
- Kocham Cię. - krzyknął.
- Ooooł... - usłyszałam głosy.
Przy tej całej sytuacji, byli Marco, Robert, Kuba i Łukasz. No zajebiście...
- Patrzycie na mnie, jakbyście nigdy dziewczyny nie mieli, albo nie widzieli na oczy nawet. - spojrzałam na nich złowieszczo.
- Echh, Mario ty to masz widoki. - westchnął Marco.
- Takie, których nigdy więcej nie zobaczysz. - pokazałam mu język i poszłam na górę się ubrać.
- Jaka dupa. - dodał Reus.
- Wiem, bo moja. - odparł dumnie Mario.
- Słyszałam! - krzyknęłam z góry, na co wszyscy się zaśmiali.





***




Zeszłam na dół i oznajmiłam, że idę do domu.
- Odwiozę Cię. - zaproponował mój luby.
- Masz gości, pilnuj ich lepiej. - zarzuciłam.
- Chłopakiii! - krzyknął Mario. - Nie zdemolujcie mi domu, ja zaraz wrócę.
- Postaramy się. - powiedział Robert.
- Jedziemy? - zapytał.
- Yhymm.
Jechaliśmy w totalnej ciszy, i tak całą drogę. W końcu dojechaliśmy, powiedziałam "Pa" i wyszłam z samochodu.
- Nie pożegnasz się ze mną? - zapytał.
- Pożegnałam przecież.
- Gniewasz się na mnie?
- Może...
- Kochanie, skoro Cię uraziłem, to przepraszam! - powiedział.
- Spoko. - rzekłam obojętnie.
- To pa. - przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował.
Ja specjalnie go lekko odepchnęłam, ciekawe ile wytrzyma...Ale jestem złaaa!





***





Przebrałam się szybko, bo już mało czasu mi pozostało. Pomalowałam na nowo, wzięłam walizkę i wyszłam z domu. A pod domem stało czarne terenowe Audi, no tak Götze. Chcąc, nie chcąc musiałam wsiąść.
- Cześc kochanie. - próbował mnie pocałować, ale ja odkręciłam głowę w drugą stronę.
Potem już zapadła cisza... Co on se o mnie pomyśli!? Ale oj tam, chcę go sprawdzić.
Na lotnisko byliśmy akurat trochę przed czasem, o dwunastej pięćdziesiąt. Wchodziliśmy do samolotu, ja na złość usiadłam z Anką, a Mario się tylko dziwnie spojrzał i musiał siedzieć z Robertem, współczuję mu. Nigdy nie wiadomo co Bobek wymyśli...
Po jakimś czasie przyszła panna młoda uciekła ode mnie, do swojego narzeczonego... A do mnie z bananem na twarzy dosiadł się brunet. Po chwili ciszy, odezwał się.
- Nikaa. - powiedział. - Wybacz mi, kochanie. - pocałował mnie namiętnie, a ja to pogłębiłam.
- Nie gniewasz się? - zapytał.
- Nie mam za co, to był test...  - zaśmiałam się. - Zdałeś!
- Ty zła kobieto! - ponownie zatopiliśmy się w długim, słodkim pocałunku.
- Ekhem! - zaczęła stewardessa. - Proszę zapiąć pasy, lądujemy.
Po szczęśliwym lądowaniu, dojechaliśmy taksówką do hotelu, w którym, my wszyscy z Niemczech mieliśmy przenocować.
Wraz z dziewczynami + Marco i Mario zamiast siedzieć bezczynnie jak Robert z Kubą i Łukaszem. Poszliśmy na zakupy, przecież ja nie miałam na jutro sukienki, Ania obiecała, że pomoże mi jakąś wybrać. Miałam razem pięciu kompanów ze sobą.
Oczywiście na pierwszy rzut, poszliśmy do H&M'u, nie wszyscy, bo chłopaki wybrali się na poszukiwanie garniturów, Agata im towarzyszyła, iż nie daliby rady się dogadać z ekspedientami. Zostałam więc z Ewą i Anną, mierzyłam chyba ze dwadzieścia kreacji, żadna nie przypadła nam za bardzo do gustu. Założyłam kolejną i wyszłam się pokazać dziewczynom.
- Ślicznaa, kochanie! - powiedział Mario, który, aktualnie wchodził do sklepu.
- Mario won! - krzyknęłam.
- Dlaczego? - zapytał
- Bo nie możesz widzieć sukienki, krawat Ci kupimy spokojnie. - powiedziała stanowczo Ewa.
- Dobra, już idę. - odparł zrezygnowanie.
- Dawaj kolejną... - rzekła Ania.
No i next!
- Wow! Idealna. - powiedziała Anna.
- Boska! - poparła Ewka.
- No mi też się podoba. - przytaknęłam.
- To bierzemy!
Zapłaciłam i pogadałam chwilę z miłą ekspedientką.
- Dziękuję, zapraszam ponownie. - powiedziała.
Tak jak było powiedziane, kupiłyśmy do koloru krawat dla mojego towarzysza.





***





Spędziłyśmy babski wieczór u Ani w pokoju... I tam przenocowałam, bo w moim byli chłopcy.
Rano musiałam jednak tam iść po resztę moich rzeczy, do przygotowania na ślub. Chciałam grzecznie wejść, więc zapukałam. Nikt się nie odzywał to wtargnęłam bez pozwolenia... A co? W końcu mój pokój! Zobaczyłam... Syf, syf nad syfami. Totalny nieogar, masakra, jakby tornado przeszło. A na podłodze chłopcy, lecz nie wszyscy, bo dwaj królewicze Robert i Mario, spali wygodnie na łóżku. Ominęłam wszelkie przeszkody na mojej drodze i doszłam do mojej walizki, wzięłam ją, ale tego się nie spodziewałam, iż taki jeden blondas złapał mnie za nogę... O mały włos i bym leżała obok nich. Nie mogłam za bardzo się ruszyć, bo Reus tulił mi się do nogi. Złapałam jakąś gazetę z półki i rzuciłam w Götzego, trafiłam na szczęście.
- Kochanie, jeszcze pięć minut. - wymamrotał.
Na to ja powtórzyłam ruch, tym razem czyimś butem.
- Aaaa. - krzyknął.
- Ciii, bo ich obudzisz. - wyszeptałam. - Choć lepiej mi pomóż, utknęłam. - wskazałam na nogę, a brunet lekko się zaśmiał.
- Przyznam, masz problem. - podszedł do mnie i się głupkowato uśmiechnął.
Przez to ode mnie oberwał w ten piękny ryjek.
- Przepraszam, już Ci pomagam, skarbie.
Wydostałam swoją nogę z objęć Marco, dzięki małej pomocy.
- To ja idę, pa. - powiedziałam. - Tylko przyjedźcie do kościoła. - zażartowałam.
- Chwila, stęskniłem się. - zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku.
- Musi Ci to wystarczyć, bo Lewusek się budzi. Pa. - odparłam i jeszcze raz się pocałowaliśmy.
- Kocham Cię. - rzekł.
- Ja Ciebie też. - i wyszłam ciągnąc za sobą walizkę.
U Anki były dziewczyny, za jakąś godzinę miała przyjść kosmetyczka no i fryzjerka.
- Co tak długo? - zapytała.
- Dłuuuga historia. - zaśmiałam się.
- Mamy jeszcze około godzinkę, gadaj. - uśmiechnęła się Agata.
- Więc tak... (...)  - opowiedziałam wszystko ze szczegółami. - I ten mój cep mi pomógł...
- Ciekawe. - zaśmiała się Ewa.
- A ten mój? - zaciekawiła się panna młoda.
- Normalnie, prawdziwa śpiąca królowa. - odpowiedziałam.
- Zaczynam się bać, że on zapomni przyjechać... - powiedziała.
- Ja to załatwię. - sięgnęłam po IPhone'a i napisałam wiadomość do Mario.

" Proszę budź Lewego i radzę wam się powoli szykować, ale bez przesady! O 16 widzę was pod kościołem! "

Na szczęście odpisał.

" Spokojnie kochanie moje, damy radę, a Robert wstał, ale z malutką pomocą lodowatej wody. "

" Kochany jesteś! <3 "

" Dla Ciebie wszystko! Kocham Cię ;*;*;* <3333 "

Po chwili przyszła kosmetyczka wraz z fryzjerką do Ani i do mnie. Dobra godzina minęła i fryzury mamy, jeszcze make-up... Po trzydziestu minutach był gotowy. Godzina czternasta, zaczęłyśmy się ubierać, oczywiście ja jako świadkowa, pomagałam Ance w tym. Wszystko było kamerowane, każdy nasz ruch i nie tylko, wszelkie rozmowy także.
Ania wyglądała tak:
Za to ja tak:
Pod hotelem podjechała po nas limuzyna...



.../ 11 :) nuuuuuuuuudny! że masakra :P Moim zdaniem....

Ale wyraźcie własne opinie w komentarzu :)

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 10.

(...) Cieszyłam się, że właśnie tak się wszystko potoczyło, tak jak aja chciałam. Spełniłam już wszystkie moje najważniejsze zachcianki. Było ich trzy:
1. Grać w najlepszym klubie, w Europie.
2. Mieć najlepszych przyjaciół na świecie.
3. Spotkać, ideał chłopaka, teraz przekonałam się, że tacy istnieją.
Z myśli ocknęłam się przez mojego Mario *.*
- I co kochanie, spełnimy trochę słów tej piosenki? - zapytał. - Ta noc jest nasza, złotko.
- No wiesz, ja bym wolała na plaży... - rozmarzyłam się.
- Spokojnie, wakacje dopiero się zaczęły, za kilka dni...
Z tego co zrozumiałam, to spędzimy pewnie zajebiste wakacje.
Tymczasem goście już się porozchodzili, chciałam pomóc Ani i Agacie sprzątać, ale one wręcz wygoniły mnie z kuchni, zresztą może to i lepiej...
- Mario, jedziemy? - zapytałam.
- Jak chcesz, księżniczko. - powiedział.
- To jedźmy.
W drodze do domu, nie odzywaliśmy się do siebie, tylko patrzyłam cały czas na jego oczy, "hipnotajzing", a on się ciągle uśmiechał.
- Co się tak przyglądasz? - zaśmiał się. - Wyskoczył mi jakiś pryszcz, czy co?
- Nie, nic z tych rzeczy, tak po prostu nie mogę się na Ciebie napatrzeć. - odpowiedziałam.
- Ojj, jeszcze będziesz miała mnie dość. - znowu się uśmiechnął.
- Coś wątpie... Nigdy! - dodałam.
Gdy dojechaliśmy pod mój dom.
- Zaprosisz mnie do siebie, czy jedziemy do mnie? - spytał.
- Chodź. - zgodziłam się.
Oczywiście Götzuś bez gadania, wbił do mnie na chatę i gdy tylko przekroczyliśmy próg, zdjęliśmy buty... Przycisnął mnie do ściany i całował, oboje pogłębialiśmy te pocałunki. Nie przerywając namiętności, szliśmy do sypialni... Posadził mnie na łóżku i zdjął koszulkę, poczułam motylki w brzuchu, na widok jego torsu.
- Chcesz tego? Czy mam przestać? - zapytał z troską.
- Marzę o tym. - wyszeptałam.
Po tych słowach mi także zdjął bluzkę, pozbywaliśmy się reszty garderoby... Pragnęłam go wtedy, jak nikogo innego w życiu. Moje uczucie do niego wzrastało z każdą chwilą. Robiliśmy To! I wcale nie żałuję, wręcz przeciwnie. Żeby nie było... Tak zabezpieczyliśmy się przed tym...
- Jesteś wspaniała. - powiedział.
- Ty też... - odparłam, po czym zasnęłam wtulona w mojego kochanego bruneta.




***




Obudziłam się szczęśliwa, z myślą, że już wakacje... Koniec treningów na jakiś czas. Chciałam wstać, ale ktoś mi na to nie pozwalał, trzymając mnie mocno w talii.
- Już mnie nie kochasz? - zażartował. - Uciekasz...
- Opss, przechytrzyłeś mnie, chciałam Cię tylko wykorzystać. - powiedziałam sarkastycznie.
- Fajnie, że wyjawiłaś mi prawdę... Powiem Ci taką ciekawostkę, gdyż mamy takie same zamiary. - uśmiechnął się cwaniacko. - To gdzie mi uciekasz?
- Do Honolulu, małpy polować. - rzekłam.
- Ok, jak wrócisz, to jedziemy na Ibizę! - powiedział.
- Mówisz serio? - chciałam się upewnić.
- A czy wyglądam jakbym żartował?
- Trochę tak! - uśmiechnęłam się. - Ale teraz na poważnie, mam prośbę.
- Ja zawsze jestem poważny. - zaśmiał się. - No słucham Cię, skarbie.
- Chciałabym pojechać do Polski, przynajmniej na jeden dzień... - wymamrotałam.
- Do rodziców? - zapytał.
- Nie... - od razu się zasmuciłam...
- Kochanie, co się stało?
- Ja nie mam... Ani mamy, ani taty...  - wydukałam.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - pocałował mnie w czoło.
- Bo się tym nie chwalę. - powiedziałam. - Jak chcesz wiedzieć to do dziadków, oni mnie wychowali...
- W takim razie, kiedy jedziemy? - zapytał.
- Naprawdę?
- Tak! - odparł dumnie.
- Kocham Cię! - spojrzałam mu prosto w brązowe oczy.
- Jutro Ci pasuje? - zatopił się w moich ustach.
Pogłębiałam te pocałunki, co miało znaczyć "Tak". Wykorzystając chwilę, gdy Mario pisał sms'a na telefonie, uciekłam szybko z łóżka.
- Oo nie! Masz przejebane. - usłyszałam, a ja się nie odezwałam...
Schowałam się za drzwiami łazienki, słyszałam kroki, wiedziałam, że mnie szuka.
- Ja się tak nie bawię! - mówił.
- Peszek. - wymsknęło mi się.
- Tuu jesteś!
Tak znalazł mnie, bo akurat musiałam się odezwać... Niechcący.
- I co teraz? - powiedział z powagą.
- Nie wiem, ty mi powiedz.
- Więc tak mam zamiar Cię...
- Mnie? - przerwałam.
- Cię zgwałcić, kotku. - dokończył.
- Ludzie, zboczeniec w moim domu. - krzyczałam, jednocześnie śmiejąc się, wchodząc na balkon.
- Dzisiejsza młodzież. - westchnęła starsza pani, moja sąsiadka, na co my się zaśmialiśmy.
- Poza tym, z kim już mnie zdradzasz? - zapytałam.
- Z Marco, pisałem. - odpowiedział. - Przyjdzie później, pograć.




***




Chłopaki prawie cały wieczór grali w Fifę, ale nie tylko Marco przyszedł, byli  też Robert, Kuba, Łukasz, Mats i Mo. Jak zawsze kłócili się kto z kim gra... Przyzwyczaiłam się do tego, chociaż ja to samo robiłam, gdy Mario chciał mi zabrać Borussię! Tak grałam z nimi, ale no cóż, uwielbiam tą grę, odkąd istnieje.
- Pacany, ja już z wami nie gram. - powiedziałam.
- Dlaczego? - zdziwił się Łukasz.
- Z cepami się nie zadaję. - parsknęłam.
- Ja też nie. - zaśmiał się Lewy. - Idziemy na miasto?
- Wstyd z Tobą iść, ale ok. Beka będzie. - odpowiedział Marco.
- Beka w chuj. - dodałam.

Tak oto wybraliśmy się wszyscy... Za Robertem, który poprowadził nas na plac zabaw, na którym były same dzieci... Serio jakieś pięciolatki. Ale no OK. Patrzyliśmy z pod byka na Lewuska, który wspiął się na szczyt zjeżdżali i zamiast po ludzku z niej zjechać, to skoczył!
- I believe I can fly! - śpiewał.
- I believe I can touch the sky! - dokończyłam.
- I hyc o podłogę! Dziecko kurwa bęc! - zanucił Kuba, gdy Lewy wyjebał się na brzuch, na szczęście tam był piasek, a nie beton.
Niemieccy piłkarze nie mogli wyrobić ze śmiechu, choć wcale im się nie dziwię, z nami Polakami, zawsze był niezły ubaw.





 ***




 Kolejny dzień:
- Kochanieeeee! Wstawaj! - krzyczał mi nad głową Götze, niech to tym razem nocowałam u niego *.*
- Kurwa ja śpię! - wymruczałam.
- To już nie chcesz jechać do Polski? - zapytał.
- Chcę! - momentalnie zerwałam się z łóżka... - Która godzina?
- Szósta. - oznajmił.
- O w dupkę. - zaśmiałam się. - O takiej godzinie jeszcze nigdy nie wstałam, ale mam swój prywatny chodzący budzik. - pocałowałam mojego lubego.
- Żono moja! Serce moje! - nucił.
- Nie zapędzaj się. - uśmiechnęłam się.
Poszłam wziąc prysznic, ale oczywiście nie miałam swoich ciuchów, więc wróciłam do pokoju w samej bieliźnie.
- Ty tu nadal jesteś? - zapytałam.
- Czekam na moją ślicznotkę. - przyciągnął mnie do siebie i całował <3
Zarumieniłam się lekko.
- Dziwnie się czuję. - odparłam. - Stoję przed Tobą prawie naga...
- Mi to nie przeszkadza, skarbie.
- Wiem, pewnie wolałbyś jakbym paradowała po Twoim domu zupełnie bez niczego. - zaśmiałam się.
- No nie ukrywam, kusisz mnie, żebym do tego spowodował.
- A jak ja na to nie pozwolę? - powiedziałam.
- Sam się do Ciebie dobiorę, kotku. - poruszył cwaniacko brwiami.
- Zboczeniec! - westchnęłam. - Boże, z kim ja żyję!?
- Ze mną, uroczym, przystojnym, romantycznym, szarmanckim...
- I baaardzo skromnym chłopakiem. - dokończyłam.
- No właśnie. - przytaknął.
- Dobra weź daj mi jakiś dres, czy coś i pojedziemy na chwilę do mnie.
Mario dał mi luźne dresy i koszulkę z napisem " Mrs. Goetze "
- Skąd masz taką? - zapytałam.
- Miałaś ją dostań na urodziny, ale kompletnie o niej zapomniałem. - odpowiedział.
- Fajnaa! - powiedziałam.

Gdy zajechaliśmy do mnie, szybko się przebrałam:



***





Byliśmy już w drodze do Polski, do Poznania. Nie mogłam się doczekać spotkania z najważniejszymi osobami w moim życiu, dawno ich nie widziałam.
Rozmawialiśmy w drodze ,prawie że o wszystkim, o przeszłości, no i przyszłości, gdy w końcu po dziesięciu godzinach szybkiej jazdy dotarliśmy do granicy... Zostało jeszcze około dwóch godzin i jesteśmy w moim rodzinnym mieście.





***





Zapukaliśmy do domu moich dziadków, po chwili otworzyła nam babcia.
- Nikolka! Co za niespodzianka! - babcia rzuciła mi się na szyję. - Wejdźcie proszę.
Lada chwila przywitał nas dziadek. I tak zasiedliśmy do stołu, akurat trafiliśmy na kolację, bo była już osiemnasta.
- No to może przedstawisz nam tego przystojnego pana? - babcia Marysia mówiła po Polsku.
- Umiecie niemiecki? - zapytałam, a oni przytaknęli. - To mówcie po niemiecku.
Mario się uśmiechał, choć nie rozumiał o czym gadamy.
- To jest Goezte, Mario Goetze, niemiecka gwiazda bundesligi, reprezentacji, i dla mnie całego świata, no i najważniejsze, mój chłopak. - brunet na to co powiedziałam objął mnie ręką.
- Miło mi państwa poznać. - powiedział.
- Nam również.
- Nikola, nie chciałabyś się przejechać swoją starą maszyną? - zapytał dziadek.
- Aa chętnie! - Mario nie wiedział o co chodzi, więc zaczęłam mu tłumaczyć. - Jest mowa o moim motorze, najzwyklejszy na świecie ścigacz.
- Nie mówiłaś, że jeździsz. - zdziwił się.
- Bo nie pytałeś. - uśmiechnęłam się. - Od małego kręcą mnie motory i szybka jazda... Ale piłka jest na pierwszym miejscu.
- Ciekawe. - przyznał i pocałował mnie namiętnie, nie zważając na gapiących się "emerytów".




***




Wyszłam z domu i otworzyłam drzwi garażowe, moim oczom ukazał się mój mały motocykl, Honda cbr 600 rr 2009.

- Niezły. - pochwalił Mario. 
- No wiem. - uśmiechnęłam się.
- Długo go masz? - zapytał.
- Został mi on po tacie, trochę długo, ale nieźle się trzyma. - odparłam.
- Chcesz go zabrać do Dortmundu? - wtrącił dziadek. - Po co ma stać i się kurzyć...
- Niee, wolę, żeby tu stał, to moja jedyna pamiątka po tacie... Mam nadzieję, że będzie tu do końca.
- Jak uważasz, ale przejedź się dziecko. - powiedziała babcia. - Po przejażdżce zawsze szczęśliwa wracałaś.
- Bez tego jestem szczęśliwa, ale przyznam brakuje mi tej szybkiej jazdy. - powiedziałam pewnie, spoglądając na
mojego lubego, który tylko się uśmiechał, jakby mówił mi "pokaż co potrafisz".






***





Wyciągnęłam mój sprzęt na zewnątrz, ubrałam skórzany strój i założyłam kask. Mimo, iż była dziewiętnasta, było
jasno, jak to w lato bywa, więc spokojnie mogłam se pojeździć. Rozpaliłam silnik... Kochałam ten dźwięk, wark,
potrafię nawet gumę spalić, ale już nie będę, bo szkoda opony. Jeździłam w te i z powrotem, w końcu się 
odważyłam i obok domu dziadków jechałam na tylnym kole...Taki mały popis. Kiedyś uczęszczałam do
tutejszego klubu motocyklistów, były tak zarówno dziewczyny jak i chłopaki. Wtedy nauczyłam się paru sztuczek.
 Zwolniłam już skręcając na podwórko. Zgasiłam moją machinę... 
- No, no ładnie. - pochwalił Goezte.
- Umiesz tak? - zaśmiałam się.
- Tak to nie, ale prawko mam... - odpowiedział dumnie.
- Serio?
- No tak!
- W takim razie, może chcesz się karnąć?
- Nie dzięki wolę nie... - odparł. - Kiedyś miałem...







.../ Siemaa nie! =D 
Świadectwa odebrane? Wszyscy zdali?! Ja taak! xD 
Zostawiam wam, rozdział do oceny....

Czytasz? - Komentujesz!  - - - to bardzo motywuje!. PS : Jak są anonimowi czytelnicy tego bloga, to już spokojnie możecie komentować ;)) Okazało się, że mogli tylko zalogowani!!!

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 9.

(...) Postanowiłam przyrządzić sobie obiad, najlepiej taki jak w Polsce! Wstawiłam ziemniaki do garnka i zaczęły się powoli gotować, w międzyczasie dodawałam do nich składniki, na zupę. W trakcie dostałam sms'a od Mario *.*

-Przykro mi, że nie mogę po Ciebie przyjechać;(

-Dam sobie radę! ;)
-Wiem;** o 18 jesteś u Kuby. <3
-Tak, tak ;D
-Ubierz jakąś sexi kieckę, no i szpile. ;* ;D
-Oj Mario. ;)
-No co? Inaczej Cię Kubuś nie wpuści. :D xD
-No dobrze xD
-Do zobaczenia, mała. ;p
-Pa, duży :D

Tak skończyliśmy konwersację i dokończyłam gotowanie... Może nie byłam w tym najlepsza, ale tradycyjne polskie dania umiem przyrządzić. Po konsumpcji posiłku, ubrałam się:

I szybko ruszyłam na trening, o którym zapomniałam (szczegół).
Tam, coś przykuło moją uwagę, nie było Piszczka, Lewandowskiego, Błaszczykowskiego, ani ich partnerek, byli tylko Götze z Reus'em. (mieliśmy dziś wspólny trening)
- Cześć Nikaa! - krzyknął Reus.
- Mała! - odparł Mario.
- Hej! - powiedziałam i pocałowałam ich w policzek na przywitanie. - To co idziemy biegać?
- Mi tam się nie chce. - rzekł.
- Mi też nie. - poparł Marco.
- Niee? Aby na pewno? - zaśmiałam się, poczochrałam obojgu włosy i uciekłam.
- Oo nie, tak się nie bawię. - krzyczał Götze.
- Gonimy ją, co? - szeptali.
- No wiadomo. - zaśmiał się.
Nadal uciekałam, a gdy się obróciłam, zobaczyłam, że biegną za mną. Przyznam kondycję to ja miałam, ale oni dwa razy taką, więc bez problemu mnie dogonili,  nie miałam wyjścia i leżałam na murawie.
- Help me! - krzyczałam na cały stadion.
- Cicho siedź! My tylko się z Tobą zabawimy. - poruszył cwaniacko brwiami Reus.
- Marco! Idioto.
- Żartowałem, Nika wybaczysz mi?
- Nie wiem, raczej... - nie dokończyłam.
- Tak?
- Nie? - wybuchłam śmiechem.
- Panie trenerze, Marco to zboczeniec! - krzyknęłam.
- Reus uspokój się. - odkrzyczał Klopp.
- Hahaha, ja pierdole, aż brzuch mnie boli. - powiedziałam na przemian ze śmiechem.
- Reus, tylko prawdziwy piłkarz, może uratować Nikolę. - odparł z powagą Götze.
- Czyli ja. - Reus.
- No przecież, że ja!
- A nie!
- A tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak...
Wykorzystując ich sprzeczanie się zwiałam im, i schowałam się za Jürgen'em Klopp'em. Skończyli "kłótnię" i szli w moją stronę, jednak to takie cepy i mnie nie zauważyli.
- Trenerze, gdzie Nikola? - zapytał Mario.
- Chyba w szatni, lub w łazience. - odpowiedział.
I poszli mnie szukać.
- Dzięki trenerze.
- Piona. - zaśmiał się i przybiłam z nim piątkę. 

Po cichu poszłam do szatni, bo to już był koniec treningu... Przebrałam się i wyszłam na zewnątrz. Kierowałam się wolnym krokiem do domu.

- Ej, ej gdzie nam uciekasz? - krzyknął Götze.
- Tak się składa, że jak najdalej od was. - zażartowałam.
- Nie uda Ci się to! - powiedział Reus.
- Jak to nie? - zaśmiałam się.
- Mario, wiesz co robić. - odparł Marco, a on twierdząco pokiwał głową.
- Żyję, wśród debili. - rzekłam, gdy zostałam uniesiona w powietrzu przez Götze.
- Tak, czy siak, jedziesz z nami.
- Tym lepiej dla mnie. - zaśmiałam się. - Trochę se odpocznę.

Kiedy już podwieźli mnie pod sam dom, pożegnałam się z nimi tylko chwilowo.

- Nika pamiętaj, sexi kiecka, wyskokie szpile. - przypomniał Mario.
- Jak na złość założę dresy. - powiedziałam sarkastycznie.
- Tylko spróbuj. - brunet pogroził mi palcem.

***


Gdy dochodziła powoli siedemnasta, postanowiłam już iść się ogarnąć jakoś ładnie, szpile i seksowna sukienka, bo Mario mi kazał.

- Zrobię to dla niego. - pomyślałam.
Przez nich sama zapomniałam, że mam dziś urodziny. Tylko dziadkowie i dalski znajomi złożyli mi życzenia, a reszta... Boże, przecież i tak nigdy nie lubiłam obchodzić tego dnia, chyba że osiemnastka, to już się nie liczy, ją odprawiałam. Więc ubrałam się:
Pomalowałam, włosy trochę natapirowałam, tylko troszeczkę. Założyłam też, naszyjnik od "cichego wielbiciela". 
Potem spojrzałam na zegarek, już po siedemnastej, wzięłam torebkę i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.

***


Doszłam na miejsce, wolnym spacerem, ale nie byłam spóźniona, więc weszłam cicho do domu.

- Jak Nikola przyjdzie, krzyczymy "Niespodzianka", ale teraz się schowajcie. - mówił Kuba.
- Ale ja tu jestem. - powiedziałam.
- Nie róbcie sobie ze mnie jaj. - odparł.
- Kuba! No to patrz! - zaśmiałam się, wszystkie oczy zostały skierowane na mnie.
- Nika... - złapał się za głowę. - Jedna wielka klapa!
- Nic się nie stało, bawmy się. - uśmiechnęłam.
- Ale to nie tak miało być. - powiedział zrezygnowany Łukasz.
- Oj chłopcy, nie ważne. - pocieszałam ich.
Lewusek włączył muzykę na full, i tańczyliśmy... Procenty będą, ale chłopaki mówią, że po części artystycznej. Nie wiedziałam o co chodzi, tak samo nie wnikałam, okaże się. Zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Marco i Mario. Rozglądałam się po salonie, ich nie widziałam, ale było coś ciekawego, a mianowicie mini scena, na niej dwa duże głośniki (kolumny) i też mikrofon.

~Mario~


Tymczasem ja ćwiczyłem, do tak zwanej części artystycznej, Marco mi przy ty pomagał.

- Coraz lepiej Ci to wychodzi. - rzekł.
- Mi się wydaje, że to będzie moje największe upokorzenie i pewnie mi się nie uda tego osiągnąć. - wyżalałem się.
- Piłeś coś? - zaśmiał się.
- Nie, dlaczego? - zapytałem.
- Bo już pierdolisz głupoty. - odpowiedział blondyn. - Specjalnie uczyłeś się, i to nie jest przecież po Niemiecku... A po Polsku, nie zapominaj o tym.
- Polski jest strasznie trudny. - przyznałem.
- Ja wiem, ale nie poddawaj się, stary. Naprawdę dobrze Ci to wychodzi.
- Dzięki Reus... Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił. - chłopaki przytulili się.
- Nie dziękuj, po prostu najlepsi przyjaciele powinni sobie pomagać.
- Pewnie, bracie. - zaśmiałem się.

~Nikola~


Tańczyliśmy do polskiego disco-polo, przyznaję się, że słucham, ale musi być naprawdę fajne. Wygłupialiśmy się też ciągle, nadal zastanawiałam się gdzie są Ci dwaj moi ulubieni Niemcy, pytałam, ale niby nikt nie wiedział.

W końcu zeszli z góry, Mario od razu podszedł do polskiego trio, i gadał z nimi, Marco to samo. Do mnie podeszła Ewa.
- Co tu się kroi? - zapytałam.
- Nic, takiego, ale jak jesteś taka ciekawa, to przykro mi, musisz chwilę poczekać. - powiedziała.
- Ale ja nie wytrzymam, Ewka! - zaśmiałam się.
- Uwierz mi na słowo, warto zaczekać.
Nagle Kuba wszedł na scenę.
- Uwaga, uwaga teraz cisza! - mówił przez mikrofon, wszyscy się uciszyli, Błaszczykowski zszedł, a Marco wtedy wypchał tam Götzego.
- Proszę wszystkich o uwagę, Nikola, proszę słuchaj uważnie. - brunet wskazał na mnie palcem i zaczął... No śpiewać i to po Polsku.

Najbardziej dzisiaj chce Twoich ust
Dotykać ich bez słów
Pieścić ciało Twe, tak jest
Uwielbiam gdy jesteś przy mnie "e,i,je"


- Nikola! Chodź. - zawołał.

Weszłam na scenę, po czym Mario złapał mnie za rękę i nadal śpiewał.

Umieszczam Ciebie w moim pustym sercu
Zamieszkasz w nim na stałe tak
Zagramy jeszcze jakąś scenę z filmu
Kiedy na plaży słońce gaśnie nam

Więc przytul mnie, obejmij tak
Letni wiatr dotyka nas
Spragniona wiem, jesteś Ty
Więc, wszystko chcesz mi dać


Najbardziej dzisiaj chce "e,e" Twoich ust
Dotykać ich "o,o" bez słów,
Pieścić ciało Twe "e,e" tak jest
Uwielbiam gdy jesteś przy mnie
O bardzo dzisiaj chce "e,e" Twoich ust
Całować Cię "o,o" ou je
Oczy, dłonie Twe "e,e" tak chcę
Całą Cię mieć przy sobie "e,i,je"

Wszystko to czego pragniesz teraz mieć,
Ja w jednej chwili mogę Tobie dać,
Ta noc jest nasza uwierz mi
Jak w starym kinie nie mów już nic

Tylko przytul mnie obejmij tak
Fale niech unoszą nas
Zachłanny weź to co chcesz
A ja wezmę co mi dasz...

Najbardziej dzisiaj chce Twoich ust
Dotykać ich bez słów
Pieścić ciało Twe tak jest
Uwielbiam gdy jesteś przy mnie "e,i,je"
O bardzo dzisiaj chce "e,e" Twoich ust
Całować Cię "o,o" ou je
Oczy dłonie Twe "e,e" tak chce
Całą Cię mieć przy sobie "e,i,je"...


Wzruszyłam się... Nie wiedziałam, co powiedzieć, zatkało mnie... A po chwili.


- Nikola, Wszystkiego Najlepszego... Ta piosenka była szczerze od serca dla Ciebie. - powiedział.

- Nie wiem co powiedzieć... - uśmiechnęłam się.
- Kocham Cię, Nika! - krzyknął. - Gdy tylko Cię ujrzałem, wiedziałem, że jesteś moim ideałem. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale to się zmieniło, jak spostrzegłem Ciebie! Nie będę dłużej to w sobie trzymać, niech się wszyscy dowiedzą, co do Ciebie czuję... Coś silnego, coś co nie chcę ze mnie wyjść, i niech tak zostanie.
- Mario... - pocałowałam go namiętnie, najlepiej jak tylko mogłam.
A gdy się od siebie oderwaliśmy...
- Mario, ja też Cię kocham, odkąd wtedy przy ognisku mnie pocałowałeś, nie mogłam o tym zapomnieć, moje uczucie wzrosło. - odparłam szczęśliwa. - Najlepszy prezent na urodziny, jaki mogłam dostać... Myślałam, że wszyscy zapomnieli.
- Awwwwwwwww! - rozległ się dźwięk po całym domu, no i wielkie, serdeczne brawa.
- Próbujemy? - zapytał.
- Jeszcze pytasz. - powiedziałam, po czym uniósł mnie do góry i całował.

- No to się udało. - odparł Łukasz.

- Nareszcie. - westchnęła Ania. - Już na początku tej znajomości, widziałam, że do siebie pasują.
- Ty to Anka, przepowiednik. - zaśmiał się Robert.
- No widzisz, jaką będziesz mieć żonę? - powiedział Kuba. - Tylko najlepiej nic nie mów, bo jak się Stachurska wkurwi, to da Ci popalić.
- A co ty też chcesz? - zapytała.
- Nie, nie trzeba.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, oprócz nas, mnie i Mario, zajmowaliśmy się sobą, chociaż nadal staliśmy na scenie. Naszą czułość przerwał Reus.
- Starczy zakochańce, Nika na środek.!
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Bo masz urodziny, DWUDZIESTE. - podkreślił.
- O nie, Kurwa Reus i co jeszcze?
- Tylko to!
- To ja pierwszy. - krzyknął Goetze.
- Mario...
- Oj kochanie, delikatnie. - zaśmiał się.

Dostałam dwadzieścia pasów, po dwa od chętnych osób, czyli : Marco, Robert, Łukasz, Kuba, Ewa, Ania, Agata. No i sześć od Goetzego. 

- Teraz już nie usiądę. - zażartowałam.
- To postoimy. - uśmiechnął się życzliwie Mario.
- Z Tobą, zawsze. - wtopiłam wzrok w jego oczy, a on musnął delikatnie moje usta, ja to oczywiście pogłębiłam.
- Skarbie, skąd masz taki ładny naszyjnik? - zaśmiał się.
- Od cichego wielbiciela! - powiedziałam.
- Jestem zazdrosny, już mi chcę ktoś Cię odebrać.
- Tak, no pewnie, zaraz się pobijecie, miśki moje.
- Gdzie on jest!? - nadal udawał, że nie wie o co chodzi.
- Przede mną! - pocałowałam go.




.../ Kolejny, już się coś dzieje, przynajmniej :)
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! <3 z góry dziękuję! ;** zostawiam wam do oceny! ;)) 
P.S : Sorki za te "zmiany" czcionki w trakcie, ale większość pisałam na telefonie, a resztę już na komputerze^^

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 8.

Gdy opuściliśmy już wszyscy stadion, chłopaki zaproponowali kolację w ekskluzywnej restauracji, wszyscy na to poszliśmy. W domu, co zrobiłam, było to wypicie gorącej herbaty z cytrynką. Potem już, nie zważając, która godzina, zaczęłam leniuchować przed telewizorem i bardzo dobrym horrorem, pt. "Krzyk 4". Więcej płakałam ze śmiechu, niż się bałam, właśnie tak działają na mnie wszystkie horrory, bez wyjątku. Po filmie, już wkładałam kolejną płytę do DVD, z "Szybcy i wściekli 6", ale nagle ktoś mi przeszkodził, pukaniem do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Hej, co ty tak w garniaku? - zaśmiałam się.
- A ty nie gotowa? - zapytał Mario.
- Na co?
- Przecież idziemy do restauracji. - przypomniał.
- Kuźwa, sorry na śmierć zapomniałam. - walnęłam "facepalm'a".
- Czekam tu na Ciebie, leć się szybko ubierz.
- Okej.
- Tylko w sukienkę! - krzyknął.
- Muszę? - zapytałam.
- Tak, no i plus szpilki. - zaśmiał się Goetze.
- Ech... - westchnęłam.

Jak najszybciej potrafiłam ubrałam się.
Włosy zostawiłam rozpuszczone, i do tego delikatny makijaż w pośpiechu. Zbiegłam na dół.
- Wow, tak może być. - uśmiechnął się Mario.
- Może być? - zażartowałam. - Ja tu się stroje w najlepsze ubrania, a tu tylko może być? - zaśmiałam się.
- Ślicznie jest. 
- No! - ucieszyłam się.
- Idziemy?
- Mhmm.

Szliśmy piechoto sami, ponieważ reszcie nie chciało się czekać i poszli na miejsce, my za nie całe piętnaście minut też byliśmy. Kierowaliśmy się w stronę stolika, przy którym siedziała cała nasza paczka.
- Hej! - powiedziałam.
- Co to za spóźnienie? - zaśmiała się Ewa.
- Bo Nikola zapomniała, że mamy się spotkać. - śmiał się Goetze.
- Tak, tak... - zażartował Kuba.
- Przyznaje się bez bicia... Horrory se oglądnęłam. - odparłam.
- Dobra, poza tym wypijmy toast, za wygraną w finale Mistrzów Świata, dzięki Nice! - powstała Ania.
- Dzięki naszej wielofunkcyjnej Nice! - poprawił Robert.
- Zaraz tam dzięki mnie... Ja tam prawie nic nie zrobiłam.
- Wmawiaj sobie... A karnego kto wybronił? A bramki kto strzelał? I to w jednym meczu! - rzekł Reus.
- Zdarza się. - powiedziałam.
- Zdarza się raz na miliony lat, przepraszam zdarzało... Teraz częściej, bo jest Kochanowska. - dodał Mario.
- Oj, weźcie przestańcie, bo się zarumienię.
- Serio? - zapytał Marco.
- Nie! - zaśmiałam się.

Kiedy już postanowiliśmy opuścić lokal, wracaliśmy długim spacerem do domu. Oni szli, szli, a ja po cichu przysiadłam na ławce w parku. Jednak zaraz zauważył mnie Mario, i podszedł do mnie.
- Coś się stało? - zapytał.
- Oprócz tego, że wykrzywił mi się obcas i to strasznie, to nic. - odparłam.
- To chodźmy! - powiedział.
- Mario ty idioto! Rozumiesz, że ja nie pójdę?
- Zdejmij buta. - zażartował.
- Hahahah, bardzo śmieszne, koń by się uśmiał. - powiedziałam sarkastycznie.
- Dobra, już na poważnie, dawaj na barana. - uśmiechnął się.
- Ale ty się nade mną zarwiesz. - zaśmiałam się.
- Oj Nika, Nika, gdybym często nie pakował na siłowni to może bym się i zarwał... Ale teraz to niemożliwe. Widzisz jakie bicepsy? - odparł.
- Ho, ho. - wybuchnęłam śmiechem. - Starasz się, widzę.
- Mam dla kogo. - wyszeptał, ale ja nie usłyszałam.
- Co mówiłeś?
- Nie, nic. - powiedział. - No to Hoop na plecy. - uśmiechnął się.
Spełniłam jego prośbę.
- Tylko trzymaj się mocno, bo jeszcze mi się potłuczesz.
Więc chwyciłam go za ramiona, czułam jego zajebiste perfumy, a z męskich mało jakie mi się spodobają, więc szacun dla kolegi. Poza tym on zamiast iść, jak każdy normalny przechodni, to biegł z ciężarem na plecach.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Usiłuję dogonić resztę. - odpowiedział.
Po chwili udało nam się do nich dołączyć.
- Może byście poczekali!? - zdenerwowałam się.
- Już nie musimy. - zaśmiał się Łukasz.
- Dlaczego się zatrzymaliście? I dlaczego Mario Cię niesie? - zdziwił się Marco.
- No bo tak, patrzcie. - pokazałam im uszkodzony but. - Nie mogłam iść. - zaśmiałam się. - A Mario jest taki miły i mnie tu dźwiga.
- Wcale nie dźwiga. Takie piórko to jedną ręką. - właśnie trzymał mnie na jednej z rąk.
- Bo spadnę! - krzyknęłam.
- Pokazać Ci znowu bicepsy? - zażartował.
- Nie trzeba. - powiedziałam.

***

Mile spędziliśmy wieczór, tak jak i dzień, pełen emocji na meczu. Zostałam odprowadzona pod same drzwi, i znów nikt nie dał się zaprosić na herbatkę. Aż myślałam, nad kupnem jakiegoś słodziutkiego koteczka, takiego puchatego puuszka! Bo w końcu większość czasu spędzam sama w domu. Zrobię sobie prezencik na urodziny, jutro. 
Potem już powoli szykowałam się do snu, lecz przed tym zaczęłam rozmyślać... O Mario. On jest taki miły dla mnie, zresztą jak przyjaciel... No właśnie tylko przyjaciel.
- Nie rób sobie nadziei Nika. - powiedziałam sama do siebie. - Przecież przyjaźń od tak, nie przemieni się w wielką miłość.

***

Kolejnego dnia... Dziś są moje dwudzieste urodziny!
- Ale ja już stara. - pomyślałam.
Niedawno pamiętam, jak obchodziłam, szaloną osiemnastkę z moimi ziomami, było mega, wtedy to się wszyscy narąbaliśmy. Nie było trzeźwego... A to było dwa lata do tyłu, za szybko ten czas leci.
Od rana weszłam na Facebook'a, a tam już pełno życzeń od moich znajomych, tych dalszych, od północy do teraz, czyli do dziesiątej godziny życzą mi wszystkiego co najlepsze... Ale co mnie zdziwiło? Że Dominika z Reprezentacji, do mnie zadzwoniła.
- Halo? - powiedziałam.
- Hej, Nika.
- No cześć, co tam.
- Wiesz co, może już zakopiemy te wszystkie nasze kłótnie, albo nawet wojny... Jesteśmy już starsze, a nadal zachowujemy się jak dzieci.
- Zgodzę się z Tobą, bo ile to można, tak? - zaśmiałam się.
- A i Nikola, życzę Ci wszystkiego najlepszego, szczęścia, no i miłości. 
- Do tego ostatniego raczej nigdy nie dojdzie. - powiedziałam.
- Ta jasne. Pamiętasz może, podstawówkę i gimnazjum, to od szóstej klasy zaczęłyśmy się kłócić, znaczy ja zaczęłam. - przyznała się. - Ja byłam zazdrosna, bo Ciebie wszyscy lubili, nie wspomnę o chłopakach...
- Nie tylko ty zaczęłaś, ja święta nie byłam i nie jestem, kochana.
- Teraz ty grasz w najlepszym klubie w Europie.
- A ty w Polsce. - odparłam.
- Więc zgoda? - zapytała.
- Zgoda!
- Dzięki... to ja już kończę, Pa.
- To ja dziękuję. Siema! - rozłączyłam się.

Ale mnie zdziwiło zachowanie mojego największego wroga, kiedyś, teraz myślę, że może być moją dobrą koleżanką. Nie jest taka zła, po tym co usłyszałam, chociaż wcześniej to była tragedia. Z rozmyśleń, przeszkodził mi kolejny telefon, tym razem od Goetzego.
- Hej! - powiedział.
- Siemka.
- Co tam, jak tam? - zapytał.
- Wiesz, co spoko jest, pogodziłam się z moim największym wrogiem dzieciństwa, gimbazy, no i reprezentacji. - wytłumaczyłam.
- To świetnie. - powiedział. - Dziś wieczorem wpadasz do Błaszczykowskich, na małą imprezkę, tak bez okazji, żeby się napić.
- Chyba, nie mam ochoty. - rzekłam.
- Nie przesadzaj! Masz być i koniec.pl
- Muszę? Serio? - zapytałam.
- Obowiązkowo!
- Dobra to ty idź lepiej na siłkę pakować, bo jak znowu mi się obcas wykrzywi to mnie nie udźwigniesz. - zaśmiałam się.
- Jak nie, jak tak.
- Mario... ale ja przytyłam, przez tę waszą wczorajszą restaurację.
- Śmieszna jesteś. Ty chudzinko nie dasz rady przytyć.
- Założysz się?
- Tak!? Ja nie zauważę zmiany, zapewne, bo jej nie będzie.
- Będzie, będzie. 
- To ja lecę, jak coś to potem jakoś dotarłabyś sama? Chętnie bym po Ciebie zajechał, ale przed tym będę musiał załatwić jedną sprawę, Pa.
- Papa. 

Rzekłam słowo, że przyjdę, to go dotrzymam.




.../ Napisałam kolejny... Jak na razie mam wenę, więc może coś się częściej pojawi! <3
Czytasz? - Wyraź swoją opinię w komentarzu! ;* z góry dzięki !! :) 

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 7.

Nie wiem co mi się stało, że poszłam tak wcześnie spać, z nudów? Pewnie tak... Więc położyłam się o dziewiętnastej. A rano...

Rano obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi, szybko zbiegłam na dół.
- Kto tam? - krzyknęłam.
- Poczta. - odpowiedział miło.
- Już chwila. - przekręciłam klucz i chwyciłam za klamkę.
- Dzień dobry. Proszę o to paczka dla pani.
- Ale ja nic nie zamawiałam. - powiedziałam.
- Nie wiem, niech pani sama zobaczy, a teraz proszę złożyć tu podpis.
- Dobrze, dziękuję.
- Do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedziałam.

Położyłam paczkę na blacie w kuchni, ale długo tam nie poleżał, po jakiejś chwili postanowiłam to rozpakować. Ku mojemu zdziwieniu wyciągnęłam z niej piękny naszyjnik z serduszkiem, widać, że bardzo drogi 

+ do tego była doczepiona kartka: 
Dla najpiękniejszej i najlepszej dziewczyny, Nikoli. Jesteś zajebista, uwielbiam Cię, a nawet...
Cichy wielbiciel. ;* <3

Jak to czytałam na mojej twarzy pojawił się smile! Nie domyślałam się nawet od kogo to, nie zważając na to założyłam sobie ten wisiorek. Ze względu, że już dochodziła dwunasta, zjadłam śniadanie i zadzwoniłam do przyjaciółki.
- Haloo? - odebrała Ania.
- Heja Lewuski. - zaśmiałam się.
- Aa Nikolka nasza dzwoni.
- No ba. - odparłam. - Daje wam szanse, zaproszenia mnie na kawusię. Jak nie, to przykro, ale sama się wproszę. - zażartowałam.
- Prosimy, wpadaj nawet teraz.
- Dajcie mi piętnaście minut.
- Czekamy skarbie.
- Do zoba, mordko! 

Poszłam się szybko ubrać.
I ruszyłam do Lewandowskich.


Na miejscu... Zapukałam do drzwi, po chwili otworzył mi Robert.
- Co tam Ruda? - zapytał.
- Wpadłam tak sobie, Lewusku!
- Robert wpuść ją! - usłyszałam głos Ani.
- Dziękuję Anka, bo Bobik to taki nie kulturalny człowiek. - zaśmiałam się.
- A ta Ruda, to potrafi nieźle dogadać. - dogryzał mi.
- No wiadomo, bro. - uśmiechnęłam się.
- Wow, Nika, jaki zajebisty naszyjnik, gdzie kupiłaś?
- Tak się składa, że dostałam go od cichego wielbiciela... Pocztą przyszedł.
- Skąd wiesz, że wielbiciela? - zapytał Robert.
- No bo tak pisało. - zaśmiałam się. - Proste i logiczne.
- Podejrzewam kto to. - wymamrotała pod nosem Ania.
- Co? - spytałam.
- Nic, kawę, herbatę?
- Kawę poproszę.
- Okej, no to rozgość się. - zaproponowała.

Po chwili przyszła już z moją kawą. 
- Nie wiecie może co to za wielbiciel? - zapytałam. 
- Niee. - odpowiedzieli chórem.
- Aby na pewno? 
- Na sto procent, bo niby skąd? 
- Nie wiem, i tak to pewnie jeden wielki fejk, po prostu ktoś se ze mnie jaja robi. - głośno myślałam. 
- Ja tak nie myślę. - wtrącił Robert. 
- A ja tak. - uśmiechnęłam się. 
- Dobra, a tak poza tym, mamy do Ciebie wielką prośbę, jak już tu jesteś. - zaczęła Ania. - To, czy zgodzisz się zostać moją druhną? 
- Jeju, bardzo chętnie... Ale pytanie z kim?
- Jeszcze nie wiemy. - powiedział. 
- Oby nie z tymi idiotami. - westchnęłam. 
- A dokładniej? - zapytała Ania.
- No ten Marco i Mario. - zaśmiałam się. 
- Yyy no ten, nie. - wybuchnął śmiechem Lewy. 
- Och, really? - jebnęłam facepalm'a. - Thanks. 
- Oj przestań, nie powiedziałem, że oni. 
 - Nie wcale, wmawiaj mi dalej. - odparłam. 
- Nikola, nie to, że Cię wyganiamy, ale już siedemnasta. - rzekła narzeczona Lewandowskiego. 
- O kurwa. To ja idę już, widzimy się na meczu? 
- Tak, tak, na pewno będziemy. - zapewniła. 
- Pa. - pożegnałam się i wyszłam. 



 *** Dwie godziny później...



 Stałyśmy już w tunelu i czekałyśmy, aż w końcu wyjdziemy na murawę, zaraz tak postąpiłyśmy. Zaczął się rozbrzmiewać po całej Idunie Polski hymn narodowy. - Jeszcze Polska nie zginęła... Widziałam mnóstwo polskich kibiców na trybunach, i ten doping, te ich pieśni po hymnach mogliśmy usłyszeć. Nawet wylookałam w loży VIP moich przyjaciół zarówno polskich jak i niemieckich. Zaczęła się rozgrywka... Już w trzeciej minucie padł gol, ale nie dla nas, dla rywalek z Hiszpanii, załamałam się częściowo, ale nie było mowy o poddaniu się na samym początku. My nigdy się nie dajemy!!! Kibice też tak myślą, śpiewając moją kochaną przyśpiewkę: "Nie damy się, nie damy Nikolę w teamie mamy!". Jednakże całą pierwszą połowę przegrywałyśmy, w następnej postanowiłam się wziąć za siebie i jebnąć zapamiętaną przez wszystkich bramkę. Starałam się jak mogę, lecz niestety nasz bramkarz, czyli Lenka, otrzymała czerwoną kartkę za niby faul, którego nie dostrzegłam, choć byłam w pobliżu. Lena zeszła z boiska... Trener Fornalik już wcześniej wykorzystał wszystkie zmiany, więc od tamtej pory grałyśmy w dziesiątkę, z tym, że Patrycja weszła na bramkę... Przepuściła jedną... Wtedy byłyśmy do tyłu dwa do zera. Wkurzyłam się strasznie po czym, zostałam sfaulowana, wykopywałam rzut wolny... Wzięłam nie wielki rozpęd i kopnęłam jak najlepiej mogłam, po chwili zobaczyłam piłkę w siatce. To była radość, aż z emocjami podbiegłam do przyjaciół, Marco podniósł mnie do góry i obracał, nie zwracałam na to zbytnio uwagi, i z powrotem weszłam na boisko... Po kilku minutach Dominika strzeliła bramkę, ale nadal było dwa do jednego dla Hiszpanii. Próbowałam się skupić na grze, jednak jeden błąd Izy w naszym polu karnym... I sędzia wypatrzył faul.. 
 - Zajebiście. - pomyślałam. 
Rzut karny dla rywalek. Miałam porządnego stresa, okazało się, że ja mam to wybronić, tak nakazał Waldemar, posłuchałam się i odebrałam Patrycji rękawice bramkarskie. Pierwszy raz od sześciu lat stoję na bramce, kiedyś byłam na tej pozycji świetna, a teraz wszystko się zmieniło, jestem napastnikiem stojącym teraz i broniącym na budzie, najgorsze przede mną, miałam bronić tylko na czas karnego.
 - Gdyby Lena stała, na pewno by to wybroniła... - myślałam. 
Bałam się trochę, bo gdy przepuszczę, cała wina przejdzie na mnie... Chociaż po części miałam to za przeproszeniem w dupie. Zawodniczka z Hiszpanii, która miała na nazwisko Ronaldo, i to była siostra rodzona Cristiano... Było czego się obawiać. Kopnęła mocno, widziałam, że piłka leci centralnie w okienko, stałam jak słup, ale każdy się zdziwił gdy obroniłam, tak dobrze przeczytaliście, obroniłam i to w ostatnim momencie, odbiłam piłkę do góry, poleciała gdzieś w trybuny. Postanowiłam już stać do końca i bronić. Polscy kibice znowu byli uradowani. Dlaczego? Bo wyrównałyśmy do remisu w dziewięćdziesiątej minucie. Sędziowie doliczyli nam kolejne trzy minuty. Musiałyśmy to jakoś wykorzystać. Dziewięćdziesiąta druga minuta i czterdzieści cztery sekundy... Padł zwycięski gol, dla drużyny orzełków, biało-czerwonych, czyli nas, którego strzeliła Amanda. I tak pozostało do końca spotkania... Popłakały się dziewczyny z Hiszpanii, my też, ale wiadomka, że ze szczęścia. Odbierałyśmy puchar, który padł w moje ręce, ręce kapitana. 




 ... / Przepraszam, że tak bardzo się rozpisałam o tym meczu... :D Ale trzymajcie już siódmy rozdział ;))

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 6.

Rano obudziłam się w sypialni gościnnej Piszczków. W miarę się wyspałam, tylko jedno ale, głowa mi pęka. Zdziwiłam się, że miałam na sobie jakąś piżamę, a nie przypominam sobie, żebym zakładała. Nie zważając na to udałam się do łazienki, pośpiesznie wykąpałam, założyłam wczorajsze ubrania i zeszłam na dół, a tam całe wczorajsze towarzystwo siedziało przy stole. Tylko Marco jeszcze spał. Zrobiłam mu zdjęcia, bo to żadkość zobaczyć go śpiącego na dywanie.
- Oj Nika nie ładnie. - usłyszałam Łukasza.
- Cicho! - zaśmiałam się. - Na pamiątkę se zostawię.
- Ale mnie głowa napierdala. - westchnął Robert. - Nikola ześ najwięcej wypiła, wyglądasz jak nigdy nic.
- No bo ja tego nie pokazuje, na serio to mi ta głowa zaraz eksploduje. - uśmiechnęłam się.
- Co dzisiaj robimy? Jakiś klub, albo do kogoś wstąpimy na piwko i te sprawy. - zaśmiał się Kuba. - Dzisiejszy dzień odpada, ale jutro jak wygram mecz, to czemu nie. - odparłam.
- Masz dla nas bilety, no nie? - zapytał Piszczek.
- Spokojna głowa, mam wszystko.
- Wygracie, Hiszpania nie jest taka dobra w porównaniu do Polski. - uśmiechnął się.
- No przecież. - zaśmiałam się. - Ja nie strzelę gola, ja?
- Się okaże. - zażartował Łuki.
- We mnie wątpisz stary?
- Żartuję młoda! Poza tym to będzie na Signal Iduna Park?
- Noo, na szczęście, mam blisko, a trening miałam wczoraj, rozgrzewka starczy, więc git.
- Cicho tam, ktoś próbuje spać. - wymamrotał Reus.
- Niee! - krzyknął Robert.
- Mam pomysł, śpiewamy? - szepnęłam do towarzystwa.
- Ha, no pewnie.

Zaśpiewaliśmy mu piosenkę na dobranoc, " Aaa, kotki dwa, szare bure obydwa. "
- A chuj tam, z wami wytrzymać. - westchnął Marco.
- Wiemy, że jesteśmy zajebiści. - zaśmiał się Błaszczu.
Usłyszeliśmy dźwięk czyjegoś telefonu, okazało się, że Reusa.
- O kurwa to Caro. - powiedział.
- A kto to? - zapytałam.
- Jego dziewczyna. - odpowiedział Piszczek.
- Aaa no fakt. - potwierdziłam.
- Nikola odbierz... Proszę!
- Dobra.

Nacisnęłam zieloną słuchawkę i zaczęłam.
- Halo!?
- Yy Marco?
- Nie...
- To kto?
Zasłoniłam mikrofon telefonu i zwróciłam się do przyjaciół.
- Co mam powiedzieć? - zapytałam.
- Daj mi to teraz. - odparł kumpel i wziął komórkę do ręki.
- Czego chcesz Caroline?
- Wyjaśnienia. - oburzyła się. - Kim jest ta dziwka, z którą miałam przyjemność rozmawiać?
- A kim jest ten typ, z którym się przed wczoraj bzykałaś?
- Skąd to wiesz?
- Bo byłem wtedy u Ciebie, a że drzwi były otwarte to wszedłem.
- Nasz związek nie ma sensu! - powiedziała - Ale ja Cię kocham.
- Dopiero to zauważyłaś!? - odparł wściekły. - Nie pokazuj mi się na oczy, jesteś nikim!
- Ale Marco, daj mi jeszcze szanse...
- Spierdalaj... - wydukał. - Nie będę się już dłużej cisnąć w tym chorym związku.
- Ale my jesteśmy sobie przeznaczeni. - mówiła przez łzy.
- Teraz jestem JA, a nie MY! - powiedział po czym się rozłączył.
- Marco... - rzekłam.
- Co? W końcu jej się odważyłem powiedzieć co myślę naprawdę. - odparł z ulgą.
- Wiesz co? Serio to my jej nigdy nie lubiliśmy, ona jest jakaś dziwna. - oznajmił Bobik.
- Wiedziałem to, było widać. - zaśmiał się Reus. - Nie gadajmy już o niej, to przeszłość. A liczy się teraźniejszość.
- Chodźcie na śniadanie. - zawołała Ewa.


Zasiedliśmy do posiłku i zaczęliśmy go powoli konsumować, przy tym rozmawiając. 
Później już wszyscy się rozeszliśmy. Marco postanowił mnie odwieść do domu, więc skorzystałam. A gdy dojechaliśmy powiedziałam "Pa" i wyszłam z samochodu.
- Czekaj. - krzyknął. - Coś mi się należy.
- Co? - zdziwiłam się.
Wskazał palcem na swój policzek.
- No nie, ten ze wczoraj niech Ci starczy. - zaśmiałam się.
- Ejj, no proszę, przecież trzeba mnie jakoś pocieszyć. - zasmucił się.
- Yolo! - dałam mu przyjacielskiego buziaka w policzek.


Nienawidziłam mieszkać sama, takie nudy, że ja pierdole. Można tylko gdzieś iść, albo Fb, TV, Fb, TV, Fb, TV i jeszcze raz Fb, TV. Normalny dzień w moim wykonaniu. Nagle do moich drzwi zawitali Robert z Anią. 
- Hej, kochani. - pocałowałam ich w policzek na przywitanie. - Wejdźcie.
- Nie, my tylko na chwilę. - rzekł Lewy.
- Stoicie tak w progu, na wesele prosić przyjechaliście? - zażartowałam.
- Tak się składa, że dobrze mówisz. - zaśmiała się Ania.
- Mam rozumieć, jestem zaproszona i będzie porządna biba? - zapytałam.
- Noo tak! - powiedział Robert, podając mi zaproszenie.
- Dziękuję serdecznie, zakochańce moje. - uśmiechnęłam się.
- To my już lecimy. - zakończyła Anka. - Pa skarbie.
- Pa! - uśmiechnęłam się.
Oznajmili mi wszystko dokładnie kiedy, o której i podarowali kopertę z zaproszeniem. A gdy otworzyłam kopertę i przeczytałam jej zawartość, doznałam szoku... Tam pisało: "Zapraszamy serdecznie Nikolę Kochanowską wraz z Mario Götze. Że kurwa co? Dlaczego? 
- Dobra jakoś przeboleję. - pomyślałam.

Po niejakich dwudziestu minutach ciągłego wpatrywania się w telewizor, otrzymałam SMS'a od : "Nieznany", nacisnęłam przycisk: "otwórz", a tam:

~Masz czas? Spotkajmy się w parku niedaleko twojego domu. Mario. ;*

~Nie ma sprawy, to która? ;p

~Za piętnaście minut. Dasz radę?

~ Jasne, do zobaczenia. ;))

~To czekam. ;**

Szybko pobiegłam na górę się przebrać, ponieważ nie zapominajmy, że nadal mam na sobie wczorajsze ubrania.
Poprawiłam trochę włosy, nie to, że się stroję, tak po prostu. Na miejscu byłam punktualnie, ujrzałam przyjaciela siedzącego na ławce, szybkim krokiem podeszłam.
- Hej Mario! - powiedziałam radośnie.
- Siemka. - pocałował mnie w policzek. - Coś ty taka wesoła?
- No wiesz, wyrwałeś mnie z samotności. - zaśmiałam się.
- To dobrze. - uśmiechnął się. - Chciałem Ci coś powiedzieć.
- Wiesz, że ja też. - wyjęłam z kieszonki owe zaproszenie i mu pokazałam.
- No to co? Jesteśmy skazani na siebie? - zażartował i także wyjął tą samą "kartkę".
- Niestety. - wymknęło mi się.
- Coś powiedziała? 
- Nie, nic.
- Ale ja słyszałem. - zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać.
- Przepraszam, Mariuś! Sorki, przestań. - krzyczałam. - To publiczne miejsce, tu są ludzie ciołku!
- Chciałem przestać... Ale nie, bo mnie przezywasz! - nie przestawał łaskotać.
- Dooość! Proszę!
- Dobra dam Ci może spokój. - uśmiechnął się życzliwie.
- Dziękuję! 
- Idziemy na lody? - zapytał. 
- Chętnie. - odpowiedziałam. 
 Poszliśmy do lodziarni, ale nie pobliskiej, tylko takiej bardzo oddalonej od parku, bo Mario stwierdził, że tam są lepsze lody. Weszliśmy i usadowiliśmy się przy ostatnim stoliku. 
- Jaki smak? - spytał. 
- Yy co? 
 - Jaki smak lodów sobie życzysz? - zaśmiał się. 
- Aa przepraszam, zamyśliłam się. - odparłam. - Moje ulubione. 
 - Czyli jakie? - uśmiechnął się. 
- Zgaduj. - powiedziałam. 
- Hmm, pewnie malinowo-śmietankowe? - strzelał. 
- Skąd wiedziałeś? - Szczerze to nie wiedziałem, tylko powiedziałem, te co najbardziej lubię, widzę, że trafiłem. 
- Jak najbardziej. - rzekłam życzliwie.

Po godzinie, Mario odprowadził mnie pod sam dom, ale niestety nie dał się zaprosić na herbatę. Tak się rozstaliśmy była już osiemnasta, więc postanowiłam odpocząć, wygenerować się na nowo i być gotowa na jutrzejszy mecz. 



.../ Już 6 :) Zapraszam do czytania! ;* Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, które naprawdę mnie motywują. <3
Pamiętaj: Czytasz? - Komentuj! <3

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 5.

W chwili samotności trochę odetchnęłam, ale nadal nie chciałam schodzić na dół, mimo, iż musiałam jeszcze wrócić do domu. Jednak ponownie ktoś wtargnął do pokoju.
- Mogę? - usłyszałam głos Ewy.
- Jak chcesz. - rzekłam obojętnie.
- Zejdź ze mną kochanie na dół. - prosiła.
- Nie chcę, źle się czuje.
- Może zawieść Cię do domu? - spytała.
- A mogłabyś? - podniosłam wzrok na nią.
- Ja nie, bo troszkę wypiłam, ale jest taka osoba trzeźwiutka, która też nie jest w nastroju. - Czyli Mario.
- On pewnie się nie zgodzi... - burknęłam.
- Jak nie? - uśmiechnęła się.


Postanowiłam iść z Ewą do wszystkich, zamiast się zamartwiać, o jednym błędzie. Piszczkowa poszła pogadać z Götze, czy by mnie nie odwiózł, miałam lekką obawę, że jest na mnie zły... Po jakiejś chwili podszedł do mnie.
- Jedziemy? Słyszałem, że nie najlepiej się czujesz? - zapytał z troską.
- Trochę tak, ale nie ważne, chcę być szybko w domu. - odparłam.


Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, a ja ukradkiem spoglądałam na niego, lecz niestety zauważył to i od razu się słodko uśmiechnął. Myślałam, że zaraz spłonę z wrażenia... Ten uśmiech, oczy no i świetne perfumy działały na mnie jak... Narkotyk, wpadłam w nałóg podziwiania z odległości przyjaciela. Dojechaliśmy już na miejsce, zaproponowałam mu, żeby został ze mną.
- Nie chcę się narzucać. - powiedział.
- Ależ bzdury opowiadasz... Chodź ziomku. - zaśmiałam się.
- Skoro nalegasz. - uśmiechał się.
Wypiliśmy herbatkę i dalej siedzieliśmy wpatrzeni w film, chociaż był nudny... Po kilku minutach zasnęłam opierając się o jego ramię.


(Oczami Mario)

Oglądaliśmy jakiś beznadziejny serial, znaczy ja oglądałem, bo Nika zasnęła, postanowiłem ją zanieść do jej sypialni, nawet nie miałem pojęcia gdzie ona się znajduje, ale szybko ją odnalazłem... Położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą, posiedziałem chwilę przy niej, miałem ochotę pogłaskać ją po policzku. Jednak zorientowałem się, że nie mogę tego zrobić, bo przecież nie jesteśmy razem... Po jakimś czasie utonąłem się w snach...

***

(Oczami Nikoli)

Nowy dzień, gdy się przebudziłam, przetarłam oczy i wzięłam do ręki tablet... Weszłam na Facebook'a, a tam przeglądałam aktualności, jednak nic ciekawego nie znalazłam. Okazało się też, że spałam w ubraniach..
- Spoko. - powiedziałam sama do siebie. 

Wyszłam z łóżka i szłam do garderoby, ale zastałam jakąś przeszkodę na swojej drodze ,przez którą się przewróciłam.
- Mario idioto! - krzyknęłam.
- Jeszcze pięć minut mamo! - mówił pod nosem.
- Żadna mama, wstawaj i looknij gdzie jesteś zią. - zaśmiałam się.
- O ja pierdole, Nika sorry. - wybudził się.
- No okej, ale przez Ciebie się wyjebałam. - uśmiechnęłam się. - A jak chcesz spać, to połóż się na łóżku.
- Nie, ja się zmywam do domu. - rzekł.
- Zostań przynajmniej na śniadanie. - zaproponowałam.
- Muszę jechać... - odparł cicho.
- Götze proszę nie wkurwiaj mnie... - wybuchłam. - Zostajesz!?
- Oj, przepraszam... - westchnął.
- Zostajesz!?
- Nie wiem...
- Zostajesz!? - kłóciłam się.
- Dobrze. - zgodził się.


Błyskawicznie się ubrałam

 I zbiegłam na dól, zrobić jakieś śniadanie, czyli tosty po mojemu z czymś boskim... Mmm nutellą, nigdy mi to nie zbrzydnie. Poszłam na chwilę na górę, ponieważ ziomek gdzieś mi zaginął. Nie zdziwiłam się jak zobaczyłam go śpiącego, postanowiłam go nie budzić. Dziś miałam swój pierwszy trening, więc zostawiłam mu na stole kartkę :
"Poszłam na trening, zjedz śniadanie, nic ma nie zostać! A jak będziesz wychodził to klucze proszę zostaw pod wycieraczką, Nikola ;* "

(Oczami Mario)

Obudziłem się w nie swoim łóżku, w domu  Nikoli... Dopiero potem sobie przypomniałem dlaczego...
- Jaki tępy jestem... - pomyślałem.
Zszedłem na dół, na stole leżała kartka, w której powiadomiła mnie, że jest na treningu i wręcz rozkazała zjeść śniadanie. Posłuchałem się jej i powoli zacząłem konsumować posiłek, nie powiem było pyszne... Usiadłem potem na kanapie i włączyłem sobie telewizję.
- Jestę debilę! - gadałem do siebie.
Zasiedziałem się znowu i to nie we własnym domu, a czyimś. Po jakimś czasie usłyszałem otwierające się drzwi... zauważyłem Nikę, z dziwnym wyrazem twarzy.
- To ty jeszcze tu? - zapytała.
- Przepraszam, nawet nie wiem kiedy, ten czas zleciał. - tłumaczyłem. - To ja już pojadę.
- Spoko, jak chcesz zią! - uśmiechnęła się, a ja to odwzajemniłem.
- Narka. - powiedziałem.
- Narka. - powtórzyła.

(Oczami Nikoli)

Jak na pierwszy trening jest dobrze, głównie był taki zapoznawczy dla mnie. Dziewczyny z mojego teamu są o wiele lepsze niż te moje "koleżanki" z Reprezentacji. Polubiłam je tak trochę tylko, ale da się z nimi żyć. Powtarzam, w porównaniu do tych z Polski o wiele, wiele fajniejsze, no i ładniejsze. Dowiedziałam się, że niektóre np. Monica jest dziewczyną Leitnera, lub Amber, Bittencourta. Im to się powodzi, chociaż nawet nie zazdroszczę, bo tylko JA mam takich zajebistych przyjaciół, no i do tego dwóch nowych, Mario i Marco.
- Moje życie, nie jest takie złe, jak kiedyś, jest lepsze i to duużo! - myślałam.
No to teraz zostało mi się nudzić przed telewizorem zapewne, albo na fejsie, mam tylko dwie opcje. Ponudziłam się wystarczająco na dzisiaj, zrobiłam sobie jeszcze kolację, a mianowicie upiekłam pizze, domowej roboty... Czegoś mnie w końcu babcia nauczyła. A gdy zjadłam położyłam się na kanapie, lecz po chwili zadzwonił do mnie telefon.
- Co tam Łukaszku? - zaczęłam.
- Nic ciekawego, ale jak możesz to wpadnij do nas, napijemy się i w ogóle. - powiedział.
- No kusząca propozycja, przyznam. 
- To jak? - zapytał. - Za dwadzieścia minut na miejscu?
- Spoko, spoko. - odpowiedziałam. - A będzie jeszcze ktoś?
- Może chłopaki wpadną.
- Okej, to do zoba, bro.
- Czekamy. - zakończył rozmowę.

Czytają mi w myślach czy co?! Zawsze jak się cholernie nudzę, wtedy oni zawsze mnie gdzieś wyciągną. Mój teraźniejszy plan to... napić się porządnie! To lubię! Ruszyłam na górę się przebrać w coś innego.

Jeszcze tylko raz przejrzałam się w lustrze i ruszyłam. Po piętnastu minutach byłam pod domem Piszczków, więc zapukałam, otworzyła mi Sara.
- Ciocia! - krzyknęła.
- Cześć skarbie. - powiedziałam.
- Sara wpuść Nikę! - usłyszałam Ewę.
- Wejdź ciociu, plose. 
- Dobrze, dziękuję. - uśmiechnęłam się życzliwie do małej.
- Siemaa! - przywitał się Łukasz.
- Elo, elo ziomy.

- To jak już wszyscy to idę po prowiant. - odparł.
- A Götzego nie zaprosiłeś? - zapytałem.
- On stwierdził, że zostanie w domu. - wtrącił Marco.
- Aha, dziwne. - powiedziałam. - Łukaszku dawaj szybciej te procenty! - krzyknęłam.
- Już, już spokojnie. - uśmiechnął się.

Popijaliśmy sobie złoty napój, może trochę przesadziłam, ale nie obchodziło mnie to. 
- Wiesz co Reusik? - zaczęłam.
- Słucham Ciebie, pijana Nikolo! - zaśmiał się.
- Jaa!? Pijana!? Nigdy... - oburzyłam się. 
- Tak ty! - wybuchnął śmiechem Reus.
- Oj, Marco, ale ja Cię kocham! - krzyknęłam.
- Ach ta miłość po pijaku. - westchnął Kuba.
- No co Kubuś?! Ciebie przecież też kocham. - dalej gadałam głupoty.
- A mnie!? - fochnął się Robert.
- Bobik, no jasne. A i Łukaszka kocham!
- Dziękujemy! - zaśmiał się Piszczek.
- Nika tylko nie odbij nam facetów. - zaśmiała się Ania.
- Zobaczę, co się da zrobić. - zażartowałam.
Wszyscy zaczęli się śmiać, zapewne ze mnie, bo jak inaczej!?
- Gramy w butelkę? - zaproponowałam. - Please!
- Ooo, no! - powiedział Robert. - Chodźcie laski do nas.- zawołał.

Więc zaczęliśmy grę, a jako pierwszy zakręcił gospodarz, pan domu, czyli Łuki. Wypadło na mnie... 
- O nie! - krzyknęłam.
- Pytanie, czy wyzwanie? - zapytał.
- Wyzwanie. - odpowiedziałam.
- Dobra, więc... - myślał głośno. - Pocałuj Reus'a. - szepnął mi do ucha.
- Nie kurwa! Cofam to! - krzyczałam. - Nie rób mi tego Piszczu!
- Graj fair, i wykonaj te zadanie, tu i teraz.
- Wstydzę się. - zaśmiałam się. 
- Nikola! - rzekł.
- No dobra. - odparłam obojętnie. - Raz się żyje...
Podeszłam do Reus'a i zgodnie z wyzwaniem, pocałowałam go w policzek.
- Nie zaliczamy ! - powiedział Kuba.
- Bo? 
- Bo nie tak! - uśmiechnął się.
- To ja mam niby go w.. 
- Tak! - przerwał Robert.
- Nienawidzę was! Idioci. - odparłam. - Sorry, to wszystko przez Łukasza. - szepnęłam Marco i pocałowałam go w usta. 
Dla mnie to było obojętne i z wielką niechęcią to zrobiłam. Teraz była moja kolej kręcenia butelką... po piwie! Wypadło na Marco.
- Pytanie, czy wyzwanie? - zapytałam.
- Niech będzie wyzwanie.
- Okej, więc tak, zadzwoń do Mario i wyznaj mu miłość, tu przy nas i włącz głośno mówiący, my będziemy cicho. - zaśmiałam się.

Zadzwonił, a my czekaliśmy tylko na reakcje przyjaciela.
- Cześć Mario! - powiedział z entuzjazmem.
- Czego chcesz, kiedy ludzie śpią? - odparł Götze.
- Muszę Ci coś wyznać... Choć jest mi ciężko. - mówił przekonująco.
- Tylko szybko. - pośpieszał kolega.
- Mario, bo, ja Cię kocham! 
- Ja też Cię kocham przyjacielu. - zaśmiał się.
- Nie jak przyjaciela.
- Marco, ziomuś ile wypiłeś?
- Ani kropli.
- Pewny jesteś. - zapytał.
- Na sto procent.
- To chyba z przemęczenia, głupoty pierdolisz. - odpowiedział Mario.
- Nie chcesz mnie!? - oburzył się Reus.
- Nie, nie chcę! Nie interesują mnie mężczyźni.
- Foch Forever!
- Nara. - rzekł Götze.

Wybuchnęliśmy śmiechem, a zabawa dalej się dłużyła, oczywiście nie zapomnieliśmy o alkoholu, nadal go powoli sączyliśmy. Później już po pierwszej w nocy padłam, nie wiedziałam jak inni, ale ja odpłynęłam...




.../ hueheuheu, już nie wiedziałam co pisać :D Co mi przyszło do głowy...
Czytacie? - Komentujcie. Miło jest zobaczyć choć jeden komentarz, ale aż buzia się cieszy! :D